Jak wiadomo, Bóg jest wszędzie.
Dlatego każe jeździć do siebie autokarami po całym świecie.
Na chwałę własną oraz przemysłu naftowego.
Jak wiadomo, Bóg jest wszędzie.
Dlatego każe jeździć do siebie autokarami po całym świecie.
Na chwałę własną oraz przemysłu naftowego.
Każdy, kto przeczytał w życiu choćby kilka stron powieści kryminalnej rozumie, że łotr powiązany z tajnymi służbami nie po to kradnie miliony i nawiewa do Albanii, żeby tam spokojnie umrzeć i dać się skremować.
Tylko po to, by jako pogrobowiec pod nową tożsamością cieszyć się majątkiem na którejś z rajskich plaż.
Uprzednio odpaliwszy dolę mocodawcom, o malowniczych ksywkach typu Mario czy Wąsik.
Oto naiwność: dowolny sąsiad Rosji, wznoszący cokolwiek ponad szałasy, by wieczorami bezpiecznie snuć plany dostatniej przyszłości.
Jedna nieprzemyślana wizyta amerykańskiej paniusi na Tajwanie może nas za chwilę przenieść o kilka dekad wstecz.
Do epoki liczydła i suwaka logarytmicznego.
Gdyż całe to nasze chomikowanie cukru, czy węgla zda się na niewiele, jeśli najpierw nie zabezpieczymy zapasu mikroprocesorów.
W Brazylii rozczepiono bliźniaków od maleńkości zrośniętych mózgami.
Czyżby pojawiła się szansa na umysłową niezależność także i dla naszego marszałka o twarzy basseta?
Za przerwaniem triumfalnej trasy objazdowej Prezesa Polski stoi tym razem nie lobby niemieckie, a skandynawskie.
Zazdrosne o nasze państwo dobrobytu i urażone faktem, że nazwa szwedzkiej stolicy nie zasługuje nawet na deklinacyjny wysiłek.
Czterodniowy tydzień pracy to pomysł niebezpieczny.
Trudno bowiem oczekiwać, że zdobyczne dwadzieścia cztery spędzimy konstruktywnie, zamiast tradycyjnie dopuścić się w tym czasie masy głupot i okrucieństw.