piątek, 31 grudnia 2010

Nowy początek

W założeniu szampański i wystrzałowy, ostatecznie zaś wyschnięty i obolały jak wypluty przez butelkę korek.

czwartek, 30 grudnia 2010

Wydarzenie roku

W oczekiwaniu na czas postanowień – czas nieuchronnych podsumowań. W tegorocznym plebiscycie konkurencja mocna: zamachy, wulkany, skandale i kupa na chodniku.

Być może historia doceni doniosłość tego wydarzenia dopiero z czasem, ale my wiemy już teraz: rok 2010 zapamiętany zostanie jako rok odkrycia Miasta Gówna.

środa, 29 grudnia 2010

Żywoty wielkich, cz.2

Gigant drobiazgowości, korektor wszech czasów. To on ustawiał przecinki siedmiu noblistom oraz własnoręcznie dyrygował pauzami trzech premierów i dwóch prezydentów. On również stał za heroicznym wyrugowaniem wielokropków z przemówień pewnego afrykańskiego dyktatora-ludobójcy.

Prywatnie ciepły schizofrenik poszukujący rozwiązania zagadki porządku wszechświata pośród układów graficznych korygowanych przez siebie stron. Gdyby nie tragiczny wypadek – potknięcie się na przypadkowym średniku – z pewnością byłby odnalazł poszukiwany wzór. Cześć jego pamięci!

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Ostateczne rozwiązanie

Ścinanie łbów Hydrze to zadanie zdecydowanie bardziej beznadziejne niż walka z wiatrakami – wiadomo, przeciwności losu, symbolizowane przez głowy bestii, nie są bynajmniej urojone, zaś na miejsce każdej pokonanej wnet wyrastają dwie nowe.

Wniosek: ścinanie łbów niczego nie rozwiązuje. Chyba że pod ostrze złoży się własny...

niedziela, 26 grudnia 2010

Ogniem i mieczem

Cywilizacja, w której przyszło nam żyć ochrzczona została złowieszczym mianem cywilizacji śmierci. Ale chyba tylko dlatego, że sama umiera.

Weźmy choćby religię – domenę fałszujących po kościołach pań oraz rumianych facecików w sukienkach. A gdzie ogień i miecz wiary, gdzie prawdziwy nieznoszący sprzeciwu fanatyzm?

Zwycięża ten, kto gotów jest za sprawę umrzeć - oto, paradoksalnie, fundament cywilizacji życia.

sobota, 25 grudnia 2010

Ludzkie narodzenie

Mikołaje, choineczki, dzwonią dzwonki sań. Nie zapominajmy jednak, o co w tym wszystkim chodzi: urodził się po to, by umrzeć w strachu i bólu.

piątek, 24 grudnia 2010

Pogwarki przy sianku

Taki dzień, że bydlątka mówią ludzkim głosem. Mając wreszcie okazję docenić nieodparty urok kłamstwa.

czwartek, 23 grudnia 2010

środa, 22 grudnia 2010

Asanż w fabryce kiełbasek

Jarosz-radykał pokazał światu, jak produkuje się parówki, licząc chyba, że ludność z miejsca porzuci swe ukochane hot-dogi. Nic bardziej mylnego: przyzwyczajenie przezwyciężyć trudniej niż samą śmierć.

Tymczasem w kłopoty popadł nasz bohater. Tylko dlaczego wsadzać go do więzienia akurat za gwałt? Przecież winny jest włamania do fabryki kiełbasek...

wtorek, 21 grudnia 2010

Wstyd

Trzeci bliźniak – ten wyższy od pozostałych dwóch, nawet jeśli postawić jednego na drugim – ponownie narozrabiawszy, próbuje tłumaczyć się zgrabnym słówkiem „nałaźliwy”.

Tym razem jednak wielki poeta próbuje przysłonić elokwencją nie swą butę, a upokorzenie. Niedawno bowiem, unosząc się dumą i honorem, nazywał kolegów eunuchami, dziś zaś, powróciwszy na twarde łono partii i Prezesa, stał się nie tylko eunuchem najbardziej impotentnym, ale i pariasem. Pariasem, który niemogąc wytrzymać we własnym towarzystwie, przemyka kuluarami w stanie wskazującym.

Jak widać nawet największych bezwstydników dopada z czasem poczucie wstydu.

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Polska Nie Jest Najważniejsza

W mikroskali ważniejsza ulica, dzielnica i miasto oraz Polak z nie-Polakiem, którzy je zaludniają. W makroskali ważniejsza zaś Europa, jako styl życia odmienny od Chińskiego.

To co po środku – cała ta Polska, umiłowane źródło kompleksów i napuszeń – najczęściej tylko zawadza.

niedziela, 19 grudnia 2010

Oczy w krocze

Wystarczy stanąć nago przed lustrem – chłopiec czy dziewczynka – i dyskretnie spojrzeć na krocze. Stąd cała świata przemoc i sztuka. Stąd wojna i postęp. Faktyczna nienawiść i rzekoma miłość. Oraz każde niepotrzebne dziecko.

Niestety, człowiek posiada także i rozum.

sobota, 18 grudnia 2010

Kolej stacjonarna

Nieszczęsna kolej została w ostatnim czasie oskarżona już prawie o wszystko. Brakuje tylko pomówień o zorganizowanie zamachu kwietniowego i wybuchu wulkanu. Oczywiście w celu odebrania lotnictwu pasażera, nad którym można by się potem bezkarnie znęcać.

Tymczasem nasz rozmnożony przez pączkowanie narodowy przewoźnik kieruje się zupełnie inną, szlachetną przecież motywacją: otóż kolej nie pragnie dowieźć, próbuje jedynie dowieść. Dowieść jałowości przemieszczania się. Nie zamierza też odwieźć, a odwieść. Od podróżowania, które jest wiecznym złudzeniem.

Kiedy bowiem docieramy na miejsce, jest zupełnie inaczej, a przecież dokładnie tak samo.

piątek, 17 grudnia 2010

Drinkenstein

Potwora do życia wspólnymi siłami powołali Piast Kołodziej, car zaborca oraz państwowy monopol spirytusowy. Dziś potwór ów utrzymuje nas wszystkich.

Skoro bowiem palacz – w ramach akcyzy na tytoń – finansuje działalność (całą działalność!) trzech ministerstw: kultury, edukacji i wojny, za resztę zapłacić musi alkoholik.

czwartek, 16 grudnia 2010

Druga Katalonia

Kiedy już Śląsk uzyska autonomię na obraz i podobieństwo katalońskiej, my, gorole, winniśmy oczekiwać po hanysach tylko dwóch rzeczy: wzięcia na siebie kopalnianych długów oraz utworzenia drużyny piłkarskiej na miarę tej z Katalonii.

środa, 15 grudnia 2010

Egzekutor

Wojny wygrywa się łamiąc konwencje. Najnowszy (choć wcale nie nowy) wynalazek to sianie demoralizacji w szeregach wroga poprzez atakowanie celów cywilnych. W radykalnej wersji tej strategii dopuszczalna – czy wręcz wskazana – jest również bezwzględna przemoc wobec ludności własnej.

Państwo podziemne, wydające i egzekwujące wyroki śmierci, to w istocie elastyczna i bezgłowa organizacja terrorystyczna. Można by oczywiście uznać, że ona i tylko ona kryje się za wspomnianą przemocą. Często jednak niedający się prześledzić rozkaz – w końcu hierarchia jest utajona, a polecenie zawsze ustne! – to jedynie oddolna inicjatywa któregoś z gorliwych szachidów.

W takich okolicznościach zaiste nietrudno o kompletną degenerację. Wyznania nastoletniego mordercy na usługach AK nie powinny więc dziwić bardziej niż młody Palestyńczyk wysadzający się w powietrze wraz z autobusem pełnym Żydów.

wtorek, 14 grudnia 2010

niedziela, 12 grudnia 2010

Asanże tego świata

Demokracja zachodnia w obecnym kształcie to oczywiście jedynie fasada skrywająca brzydkie postępki możnych i wpływowych; sławny brydżowy stolik, przy którym wszyscy próbują rozgrywać znaczonymi kartami.

Mimo wszystko niedoskonały ów system zapewnia maluczkim przynajmniej pozór wpływu i kontroli. Wybory bezpośrednie, szczególnie na szczeblu lokalnym; prasa, nawet jeśli nie wolna, to po części pluralistyczna; delikatnie tylko reglamentowana wolność zgromadzeń – wszystko to wentyle bezpieczeństwa.

Tymczasem Dżuliany Asanże tego świata żadnych wentyli nie posiadają. Ich władza jest czystą uzurpacją, opiera się zaś jedynie na anonimowych witrynach internetowych i tajemniczych donatorach. Jest destruktywna i nieobliczalna, arogancka, egoistyczna i kapryśna. Zdaje się być również bezkarna.

Szkoda że nie ma już z nami Georga W. Ten wiedziałby, co robić...

piątek, 10 grudnia 2010

Uszatek trzeci

Krajowy nasz misio, rozochocony dyplomatycznymi sukcesami, odesławszy szacownego misia radzieckiego do domu, postanowił sam ruszyć w podróż. A że mierzyć wypada mu już tylko wysoko, udał się za Ocean, odwiedzić najpotężniejszego misia w przedszkolu.

Za granicą zaś z naszego grzecznego misia wylazł groźny niedźwiedź! W takiej formie zdolny jest jeszcze załatwić nam bezwizowy wstęp nie tylko do Ameryki, ale i do samego raju.

czwartek, 9 grudnia 2010

Dwa uszatki

Duży miś odwiedził małego misia, po czym odleciał do domu.

Ze spotkania obu napuszonych pluszaków wynika jedna nauka: iliuszyn lepszy od tupolewa.

środa, 8 grudnia 2010

Szczęki

Egipt, miejsce straszne, gdzie nawet siedemdziesięcioletnia Niemka nie może pławić się w spokoju.

Oczywiście zaraz nasuwa się pytanie – kto napuścił rekina ludojada na turystów? Komu zależy by Morze Czerwone czerwone było krwią niewinnych córek esesmanów i gestapowców?

Odpowiedzi jak zwykle dwie, a tropy wiodą w przeciwnych kierunkach: możliwe, że to Mossad próbuje osłabić i upokorzyć arabskiego sąsiada, odbierając mu źródło utrzymania; możliwe też, że rybkę do akwarium wrzucili islamscy integryści, od lat próbujący dobrać się świeckiemu rządowi do skóry...

W całej sprawie najciekawszy jest jednak wątek polski. Pamiętamy przecież pewnego polityka, który nie tak dawno obiecywał rodakom wysłać ich wszystkich na egipskie plaże. Wypada chyba się cieszyć, że opatrzność ustrzegła nas przed jego prezydenturą. Jakbyśmy niepoważnie, my, Polacy, wyglądali bez rączek i nóżek!

wtorek, 7 grudnia 2010

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Wszyscy święci

Cykliczne nakręcanie koniunktury to zajęcie na tyle chwalebne, że czołowym akwizytorom my, wierni skłonniśmy przyznać aureolę świętości.

I tak oto w jesienno zimowym panteonie królują: św. Mikołaj, św. Walenty oraz św. Haloween.

niedziela, 5 grudnia 2010

Kusząca alternatywa

Gdyby ludzi było mniej, wszyscy mogliby żyć na Karaibach.

Gdzie zamiast mrozów i śnieżyc – huragany, węże i pająki.

sobota, 4 grudnia 2010

czwartek, 2 grudnia 2010

Poranek po


Jeszcze w radio kolędnicy
I gołoledź na ulicy,
W trzewiach ciągle ryba śnięta...
Święta, święta i po świętach!

Hegemonia

Pierwsza faza operacji, czyli uwikłanie USA w nierozstrzygalny konflikt ze światem Islamu przebiegła wzorcowo. Teraz Chińczyk szykuje się do zadania decydującego ciosu.

Mechanizm jest podobny – prowokacja militarna. Tym razem subtelności w rodzaju samolotów pasażerskich wbijających się w drapacze chmur nie są już jednak potrzebne. Wystarczy zwykła krwawa wojna z fanatycznym i uzbrojonym w broń masowego rażenia dyktatorem.

W stosownym momencie Chińczyk oczywiście sam owego dyktatora powściągnie, by zaprezentować światu swe pragmatyczne oblicze nowego światowego policjanta. Nastąpi to jednak dopiero, gdy Stany Zjednoczone zbankrutują, a Korea Południowa zostanie zniszczona. Za jednym zamachem Chiny pozbędą się dwóch rywali...

Najpierw jednak przeciwnika trzeba osłabić i na arenie międzynarodowej wyizolować. Temu służył tzw. kryzys światowy, czyli indukowana przez Chińczyka bańka spekulacyjna na rynku nieruchomości w USA, temu służy obecnie podważająca wzajemne zaufanie akcja dezinformacyjna pod tytułem „Wikileaks”.

Los Zachodu spoczywa więc w łapkach Małego Rycerza znad Wisły. Tylko czy prezes podoła? Miejmy nadzieję, że przynajmniej leki z czasu kampanii zdążył już odstawić...

środa, 1 grudnia 2010

Różnić się pięknie

Czym różni się czarny Tutsi od Hutu czarnego, Żyd śniady od śniadego Palestyńczyka, Koreańczyk północny od południowego?

Tym samym czym Polak prawy potencjalnie różni się od Polaka lewego.

wtorek, 30 listopada 2010

Pięć prędkich kawałków

Pięć prędkich ruchów i wzdęty pychą madrycki balonik z piskiem popuścił.

Prawdziwym zaś gigantem znów okazał się Karzeł. I jego siedmiu krasnoludków.

poniedziałek, 29 listopada 2010

Mieć i nie mieć

Kategoryczny imperatyw by mieć bywa słabszy jedynie od niepohamowanej żądzy by już nie mieć. O czym się zaś często zapomina: z odpowiedzialnością wiąże się i jedno i drugie.

Nie chodzi tutaj bynajmniej o wymianę telewizora na lepszy czy żony na młodszą. Przykład jest bardziej dojmujący, gdyż dotyczy naszych milusińskich, braci mniejszych, zwierząt.

Oto bogaty Irlandczyk kupuje konika, który ładnie wygląda i rży, zamiast mleka daje prestiż, a sprawki swe brudne załatwia w stajni pod czujnym okiem stajennego. Przychodzi jednak zły wilk – kryzys – i konik wraz ze stajnią i opiekunem, owsem i weterynarzem zaczyna nieco ciążyć. Nic jednak prostszego niż przywrócić bydlątku wolność! Przecież jakoś sobie poradzi...

W efekcie po Zielonej Wyspie kłusują tabuny zdziczałych, skazanych na śmierć z głodu koni.

Irlandczyku, miej za grosz przyzwoitości, sam zastrzel zwierzę, którego już nie potrzebujesz! Nie mieć też wymaga poświęceń.

niedziela, 28 listopada 2010

Amnezjum

Śmieciowej informacji, faktów nieistotnych jest całe morze, a fala tylko przybiera.

Należy więc docenić katorżniczą pracę, jaką wykonuje umysł nie w procesie zapamiętywania, ale w oczyszczającym akcie zapomnienia.

sobota, 27 listopada 2010

Najlepszy

Rzekomo to wcale nie konkurs. Nie ma lepszych ani gorszych, każdy jest po prostu inny. Liczy się sam udział. Wszyscy są zwycięzcami.

Podobnymi bredniami przegrani karmią złożoną z innych przegranych publikę, a słabi tłumaczą własną nieudolność oraz lenistwo.

Prawdziwy mistrz nie uznaje wymówek. Chuck Berry skłonny jest raczej znokautować pretendenta, niż ustąpić mu miejsca.

I dlatego to Chuck Berry jest najlepszy.

piątek, 26 listopada 2010

czwartek, 25 listopada 2010

Nazwę partii sprzedam (hasło wyborcze gratis)

W związku z wysypem nowych inicjatyw i stowarzyszeń dramatycznie wzrasta popyt na chwytliwe polityczne miano. Spieszę uspokoić zainteresowanych – wymarzona nazwa istnieje i tylko czeka, by zapewnić szczęśliwemu posiadaczowi sukces.

Owa nazwa to oczywiście WNET. Przykładowe hasła wyborcze same cisną się na usta: „Zdrowie wnet!”, „Bogactwo wnet!”, „Zwycięstwo narodowej reprezentacji wnet!”, „Szczęście wnet!”...

Nazwa owa posiada również walor pełnej uniwersalności. Różowe sprzedawczyki mogą rozkodować ją sobie jako: Wolność, Nowoczesność, Ekologia, Tolerancja; zaściankowcy zaś: Wiara, Naród, Etanol, Tradycja.

Wyścig się rozpoczął. Kto da więcej?

środa, 24 listopada 2010

Marna pociecha

Wiosną z gówna wschodzi trawa.

Skosisz trawę, spadną liście.

Zbierzesz liście, sypnie śnieg.

Puszczą śniegi, wyjdzie gówno.

wtorek, 23 listopada 2010

Litera prawa (pierwsza z lewej)

Jedna litera, głęboka zależność: kopulacja – populacja.

Tę delikatną równowagę próbuje obecnie zaburzyć Watykan dopuszczając użycie prezerwatywy. Na razie tylko wśród męskich prostytutek, ale jeśli pomysł chwyci, światu chrześcijańskiemu grozi wyludnienie!

Trudna rada, niektórym majstrowanie przy literze prawa musi zastąpić wszystkie pozostałe przyjemności...

poniedziałek, 22 listopada 2010

Victoria poznańska

Potrzeba zwycięstwa drzemie w narodzie tak wielka, że tylko zwycięstwo uznaje się za stan naturalny. Wystarczyło ograć Kościan Słoniowych i natychmiast w kraju zapanowała harmonia. Sprawy wreszcie idą w dobrą stronę, wreszcie mamy drużynę na medal.

Do tak pięknego odrodzenia doprowadził selekcjoner, sam w końcu człowiek renesansu: strateg i mówca starożytnego wręcz autoramentu.

Noszony na rękach powinien jednak pamiętać, że rychło może huknąć zadkiem w ziemię. Naturalnym stanem reprezentacji narodowej jest bowiem nie zwycięstwo, a zwycięski remis, a i to jedynie z miernym przeciwnikiem. Panie trenerze, jedno zwycięstwo na rok nie ocali pana przed bolesnym upadkiem!

niedziela, 21 listopada 2010

Tabula rasa

Żeby zostać pisarzem – wybitnym, przeciętnym, czy po prostu Bronisławem Wildsteinem – potrzebna jest właściwie tylko jedna cecha: arogancja. Niepodważalne przekonanie, że ma się coś do powiedzenia.

Dlatego potomność narażona jest na narastającą frustrację – biblioteki i księgarnie trzeszczą w szwach, gdyż niewielu znalazło się takich, którzy potrafili odmówić sobie przyjemności zapisania czystej kartki papieru.

sobota, 20 listopada 2010

Apel

Emisariusze rządu na wygnaniu pukają do waszyngtońskich drzwi. Odwiedzili już pewnego oszalałego kongresmena oraz zieloną salkę parafialną.

Ich wizyta, pilnie śledzona i nagłaśniana przez telewizor, nabiera coraz większego znaczenia. Tymczasem miejsce duetu egzotycznego to nie program informacyjny, lecz kanał drugi-biesiadny. Gdzieś między jednym a drugim kabareciarzem przezabawnie kaleczącym polszczyznę i poczucie dobrego smaku.

Gusta oraz poglądy można i trzeba kształtować, nieulegając przy tym pokusie łatwizny ani szantażowi rzekomego pluralizmu. Schlebianie najniższym instynktom to gwarancja jedynie dalszego i ostatecznego spsienia obyczajów.

Zdjąć ich z wizji!

piątek, 19 listopada 2010

Syzyfowe prace

Bóg to algorytm, a właściwie równanie:

nic + nic = coś

Ciężko dorównać, a próbować niestety trzeba.

czwartek, 18 listopada 2010

Sztokholm nad Wisłą

Palacz, choć po kwadransie bez swego cuchnącego pana i władcy zaczyna trząść się i dusić, skręcać i nerwowo przebierać pożółkłymi paluchami, będzie dzielnie twierdził, że zamachem na jego wolność jest zakaz palenia w miejscach publicznych. Jaką znów wolność, panie i panowie?!

Sytuacja, gdy ofiara, z budzącym zdumienie i zażenowanie uporem, broni swego kata ma swoją nazwę: syndrom sztokholmski. A skoro mamy do czynienia z zaburzeniem psychicznym, litościwie powściągnijmy dalsze objawy triumfalizmu. Cieszmy się nowym, dla odmiany – mądrym, prawem po cichu.

środa, 17 listopada 2010

Rósł sześćset lat, spłonął w noc

Tym razem wiadome siły przesadziły! Zaczęło się, gdy brutalny gej podniósł rękę na funkcjonariusza Najświętszej Rzeczypospolitej, na samego, można powiedzieć, orzełka w koronie. Oraz w oczywisty sposób na nauki papieża-Polaka.

Plugawy ów czyn, naświetlony krzywo przez polskojęzyczne media, nagłośniony na kraj cały, doprowadził do zupełnego rozzuchwalenia i bezhołowia. Wyzuta z wartości młodzież niejasnej (choć wiadomej!) orientacji ruszyła natychmiast szargać dalsze świętości.

Niestety, kolejną ofiarą relatywizmu padł Dąb Napoleona, wspaniały pomnik przyrody, pamiętający nie tylko cesarza Francuzów, ale i bitwę pod Grunwaldem.

Nieznani sprawcy przyszli i podłożyli ogień. Przyszli, oblali benzyną i patrzyli jak płonie. Przyszli, pośmiali się i poszli.

Zaprawdę, po przejściu tego plemienia nie ostanie się kamień na kamieniu. Choć może postęp wart jest tej ceny...

wtorek, 16 listopada 2010

Kredyt

Jeśli to faktycznie pieniądz wprawia świat w ruch, jedziemy na oparach, pustym baku, ostatnim wirtualnym oktanie.

Pożyczają ludzie, firmy, państwa. Pożyczają też banki. Wszystko jest pożyczone, splątane w sieć, gdzie każdy wierzyciel jest dłużnikiem innego dłużnika.

Módlmy się, żeby ostateczny termin spłaty wypadł dopiero, gdy nas zabraknie.

poniedziałek, 15 listopada 2010

Niosący światło

Prawdziwi Polacy skłonni do wszelakich uwstecznień winni odrzucić żydowskie wynalazki w typie chrześcijaństwa i sięgnąć po oryginalne słowiańskie bóstwa. Weźmy choćby takiego boga wojny, który jedenastego listopada mogłby z łatwością poprowadzić legion do zwycięstwa nad lewakami. Nawet imię jego jakby znajome – Jarowit.

Niektórzy sądzą wręcz, że potężny Jarowit tożsamy jest ze Świętowitem, czyli bóstwem naczelnym, mylnie przezywanym przez profanów Światowidem...

Nieprawdziwi Polacy z pewnością odrzucą również i ten jedynie słuszny system wierzeń. Dla nich bogiem jest bowiem nie Światowid, a światłowód, za pomocą którego przesyłają sobie różne nieprawomyślne treści.

Tymczasem światłowód, czyli „niosący światło”, tłumaczy się na łacinę bardzo prosto – Lucyfer!

niedziela, 14 listopada 2010

Tryumf planety Ziemia

Naród z pełnym przejęciem podjął dzieło ekologicznej rewolty. Najbardziej jaskrawym przejawem zaangażowania w Nową Wielką Sprawę było zastąpienie neutralnej reklamówki białej nietwarzową reklamówką zieloną.

Torebka co prawda wciąż jest plastikowa i rozkłada się w oceanie przez siedemset tysięcy lat, ale kolor ma ze wszech miar właściwy. Tym samym można już chyba ogłosić zwycięskie zakończenie wyczerpującej wojny o środowisko!?

sobota, 13 listopada 2010

Nie-Doświadczeni

Pozazdrościć tym pozbawionym wyobraźni demonom empirii, którzy za każdym razem muszą włożyć łapę w ogień, by przekonać się, że parzy.

Zaprawdę tylko oni żyją pełnią życia!

piątek, 12 listopada 2010

Eastern

Miasteczko gdzieś na półdzikim Wschodzie. Były szeryf strzela z ziobra – najmocniej przepraszam: z biodra – szybciej niż myśli, co, zważywszy na bystrość jego intelektu, nie jest jakimś specjalnym osiągnięciem.

Ale przecież w gangu rewolwerowców, do którego przystał po utraceniu rządowej posady nie liczy się celność ani pomyślunek. W tym gangu jedyną cnotą jest język lepki lizusostwem i usta, co powtarzają w kółko: herszt jest tylko jeden.

I tegoż herszta właśnie przyjdzie byłemu szeryfowi zastrzelić w finałowym pojedynku... Takie już okrutne zasady konstrukcji scenariusza.

czwartek, 11 listopada 2010

Wirus

Jednym z najgroźniejszych wirusów występujących w przyrodzie jest człowiek: mnoży się ponad granicę wytrzymałości nosiciela, trudno poddaje eradykacji, zaś jego możliwości adaptacyjne są wręcz zatrważające.

Na szczęście sam też wynalazł kilka szczepionek przeciw sobie i tylko kwestią czasu pozostaje, kiedy którejś z nich postanowi skutecznie użyć.

środa, 10 listopada 2010

Równiejsi

Jestem ładna, mądra, pracowita. I dlatego mnie nie przyjęli. Zgodnie z ustawą, moje miejsce trzymają dla jakiegoś brzydkiego i leniwego głupka.

Pozytywna dyskryminacja to nadal dyskryminacja. Równość to groźna utopia.

wtorek, 9 listopada 2010

Pięć piw

Gwizdanie na rodzimych nazistów tylko przydaje im znaczenia. Niech sobie pochodzą po deszczu, niech nawet pokrzyczą. Kiedy zorientują się, że jest ich pięciu i nikogo nie obchodzą, podkulą ogon i pójdą popić piwa.

Gdzieś na obrazku może też mignąć uniesiona, wyprostowana ręka. Wyjaśnienie dla abstynentów – tak właśnie zamawia się owe pięć piw.

niedziela, 7 listopada 2010

Antychryst

Dwadzieścia cztery procent Amerykanów wierzy, że ich prezydent jest antychrystem.

Faktycznie, jak dobrze się zastanowić, sprawdzić Nostradamusa i dodać dwa do dwóch, godzina apokalipsy jest tuż. Przecież ostatni papież w dziejach miał być czarny. Papież, czyli w rozumieniu średniowiecznego wieszczka – przywódca świata Zachodu. Nie żaden zniewieściały Niemiaszka w białej sukience otoczony wesołą kompanią purpuratów-pedofilów tylko przywódca właściwy. Prezydent USA.

Ameryka, prawdziwa polityka, prawdziwe emocje, losy świata całego wiszące na włosku! Nie to co u nas, zaścianek...

sobota, 6 listopada 2010

Miss Universum

Trzeba pamiętać że w tzw. wojnie polsko-polskiej fakty i argumenty nie grają najmniejszej roli. Przecież ludność i tak nie rozumie, co do niej z okienka mówią. Więcej – ludność czuje się obrażona przez tych, którzy nadużywają niepojętych konstrukcji myślowych i trudnych słów. Dlatego sprawny polityk jest jak miss universum – musi popierać dzieci w Afryce, bezdomne pieski i pokój na świecie. Ale przede wszystkim musi wyglądać. W jego przypadku nie wystarczą jednak długie nogi, głęboki dekolt i dziewicze spojrzenie łani. On musi wyglądać jak ktoś, kto ma rację.

Zaś to czy ją faktycznie ma, interesuje co najwyżej któregoś z dwóch ekspertów...

piątek, 5 listopada 2010

Niewdzieczność

Być może już czas podziękować za udział we Wspólnocie Grekom i zaprosić do niej Turków. Morze mają równie ciepłe, a nie będą rozsyłać po swoich dobroczyńcach listów z bombami.

czwartek, 4 listopada 2010

Kolega z wojska

Zupełnie bez echa przeszły wczorajsze trzydzieste piąte urodziny Tomka Maciocha, bardzo bliskiego kolegi z wojska.

Ilu jeszcze bliskich kolegów z wojska zagubiło się gdzieś w fałdach czasu? Cześć waszej pamięci, przyjaciele!

środa, 3 listopada 2010

Mętne wody

Jeśli nie potrafisz opowiedzieć historii prostej, nie porywaj się na skomplikowaną.

Niestety, mało kto stosuje się do tej rady. Dla wytłumaczenia wynikającego z podobnej beztroski mętniactwa zaprzęga się więc sztab krytyków. Ci potrafią przynajmniej ładnie opakować cudzą kupę w słowa...

wtorek, 2 listopada 2010

Język czysty ojczysty

Niby Niegęsi, a słów obcych używamy. Weźmy choćby ów nieszczęsny weekend – co prawda dawno już rozpisano konkurs na polski zamiennik, ale rezultatów nie widać. Do dziś!

Wersja miękka to oczywiście dwudzień. Przykładowe użycie: długi dwudzień pochłonął na polskich drogach pół setki ofiar.

Być może dlatego bardziej stosowna okaże się propozycja twarda: w długi dnikres akcja znicz tradycyjnie już nie przyniosła żadnych rezultatów – ilozwłok (ang. bodycount) wyniósł pięćdziesiąt.

poniedziałek, 1 listopada 2010

Czysty zysk

Jeśli umierać, to tylko teraz. Zyskuje się w ten sposób godzinę życia. Niestety, tylko do kolejnej zmiany czasu. W ostatni weekend marca trzeba bowiem godzinę ową zwrócić.

No, ale przez najbliższe pół roku jest szansa wyjść na swoje...

niedziela, 31 października 2010

Żywoty wielkich, cz.1

Najwybitniejszy stand-in swoich czasów. Stał dzielnie w świetle i cieniu, w deszczu i słońcu, w skwarze i chłodzie; stał jako wysoki i niski, chudy i gruby, jako kulawy, łysy, nagi i piękny. Bywał heroicznymi mężczyznami, kobietami fatalnymi, całuśnymi dziećmi, a nawet psem, który ocalił ludzkość i świat cały.

Uniwersalny i niewzruszony – po prostu stał. Czasem tylko dyskretnie uśmiechając się pod nosem, jako że przy pracy zwykł z zamiłowaniem oddawać się swojemu hobby – obmyślaniu i cyzelowaniu najśmieszniejszego dowcipu świata. Spróbujmy sobie tylko wyobrazić zabójczy potencjał tej perły humoru, polerowanej dzień w dzień przez ponad pół wieku!

sobota, 30 października 2010

Jutro będzie futro

Świat wcale się nie kręci – świat się waha. Wychyla to w jedną, to znów w drugą stronę. Po rewolucji następuje restauracja, po okresie rozwoju – regres. Co dziś przebiera się w szatki postępu, jutro okaże się zatęchłą reakcją. Dlatego wszelki dogmatyzm jest co najmniej naiwny, wszelka powaga – po prostu śmieszna.

piątek, 29 października 2010

Jaro

Polak, bliźniak, katolik. Cała tzw. debata publiczna kręci się wokół niego i jego fantomowych bólów. Dlaczego?

czwartek, 28 października 2010

Nowy Dylan

Pokolenia nowych Dylanów przeminęły, został tylko stary.

Jak stal deszcz spadnie w krąg

Gdzieżeś ty bywał, syneczku mój?
Gdzieżeś ty bywał, kochany mój?
Przez tuzin gór mglistych się potykałem
Szedłem, czołgałem przez sześć szos pokrętnych
Wstąpiłem w sam środek siedmiu puszcz smutnych
Stałem nad brzegiem mórz martwych dwunastu
Na tysiąc mil wszedłem w głąb gardła cmentarza
Jak stal, jak stal, jak stal, jak stal
Jak stal deszcz spadnie w krąg!

Cóżeś tam widział, syneczku mój?
Cóżeś tam widział, kochany mój?
Niemowlę widziałem, a nad nim wilki
Autostradę diamentów pustą zupełnie
Z gałęzi czarnej krew ciurkiem kapiącą
Z młotami krwawymi mężczyzn w pokoju
Białą drabinę całą pod wodą
Tysiące mówców z językiem pękniętym
Ostre miecze widziałem w dłoniach dziecięcych
Jak stal, jak stal, jak stal, jak stal
Jak stal deszcz spadnie w krąg!

A cóżeś słyszał, syneczku mój?
A cóżeś słyszał, kochany mój?
Dźwięk grzmotu słyszałem jak ostrzeżenie
Ryk fali, co może świat cały zatopić
Setkę bębniarzy z rękoma w ogniu
Tysiące szepczących, co nikt ich nie słucha
Śmierć z głodu jednego i śmiech gardeł wielu
Pieśń tego poety, co skonał w rynsztoku
Płacz także słyszałem klauna w zaułku
Jak stal, jak stal, jak stal, jak stal
Jak stal deszcz spadnie w krąg!

A kogo spotkałeś, syneczku mój?
A kogo spotkałeś, kochany mój?
Dziecko spotkałem nad trupem kucyka
Białego człowieka z psem czarnym na smyczy
Kobietę o ciele całym płonącym
Młodą dziewczynę, co dała mi tęczę
Mężczyznę rannego ranami miłości
Innego – ofiarę ran nienawiści
Jak stal, jak stal, jak stal, jak stal
Jak stal deszcz spadnie w krąg!

Co teraz poczniesz, syneczku mój?
Co teraz poczniesz, kochany mój?
Ruszę daleko, nim deszcz zacznie padać
W lasu ciemnego wkroczę ostępy
Gdzie ludzi jest wielu, a ręce ich puste
Gdzie krople trucizny pławią się w wodzie
Gdzie tuż obok domu gnijące więzienie
Gdzie kata oblicze zawsze dobrze ukryte
Gdzie głód panuje, dusze są zapomniane
Gdzie czerń jest kolorem, a cyfrą – zero
I wspomnę, pomyślę, wypowiem, odetchnę
Ze szczytu ukażę, by każdy mógł dostrzec
I stanę na wodzie, aż zacznę tonąć
Tekst pieśni znając, nim zacznę śpiewać
Jak stal, jak stal, jak stal, jak stal
Jak stal deszcz spadnie w krąg!
Bob Dylan

środa, 27 października 2010

Madagaskar

Być może policyjna kuratela to zbyt mało. Czemu ich po prostu nie izolować? Zakład zamknięty, raz dziennie spacerniak, w niedzielę półgodzinne widzenie z wybranym dziennikarzem...

Istnieje też opcja madagaskarska. Szczególnie aktywnych, a więc najbardziej zagrożonych polityków można by odsyłać w bezpieczne miejsce. Niech budują dobrobyt i Polskę od morza do morza w bardziej sprzyjających klimatycznie, cieplarnianych warunkach.

wtorek, 26 października 2010

Miasto gówna?

Nareszcie coś z obszaru naszej ekspertyzy: gówno.

Czynniki światłości i postępu rozpoczęły niedawno dyskretną kampanię cywilizacyjną. Okazuje się, że prócz autostrad musimy się wstydzić także sanitariatów. Powód zresztą w obydwu przypadkach podobny – rzeczonych dróg i rezerwuarów brak.

O ile jednak szosy włodarze chętnie nam pobudują, chrzcząc je z dumą schetynówkami, to w kwestii ludowego kibla kłopot może być większy. Któż bowiem zechce – wzorem generała Sławoja – dać swe ukochane imię nowemu toi-toiowi? Czy za potrzebą pójdziemy do eleganckiej tuskówki, czy do swojskiego kopacza? Aż strach pomyśleć...

poniedziałek, 25 października 2010

Uppers & downers

Mama płacze, tata płacze – dziecko bierze dopalacze!

Chwileczkę, a co zjedli rodzice? Napój energetyczny na śniadanie, witaminę w pigule na obiad i pastylkę uspokajającą na kolację. Kofeina i nikotyna to niewinne przekąski, a kopczyk leków OTC popity kieliszkiem, lub - co tam! – butelką wina to deser powszedni. Przecież żyć trzeba.

Kultura tabletki ma oczywiście swą ciemną stronę, ale poza tym same zalety! Nie wynaleziono jeszcze właściwie tylko jednego – leku na hipokryzję i głupotę...

niedziela, 24 października 2010

Wypalacze

W ogrodzie, parku, polu – palmy liście. Ocieplmy do reszty wrogi nam klimat, uniezależnijmy się od ruskiego gazu. Szpetotę zasnujmy dymem, uwędźmy swetry i psy sąsiadów.

Palmy liście, by zrobić miejsce przyszłorocznym.

sobota, 23 października 2010

Ordnung

Przysłowiowy artystyczny nieład wymyślono jedynie, by służył brudasom i bałaganiarzom za alibi.

Sama sztuka bowiem – ta od prawdy, piękna i reszty bzdetów – polega zawsze na poszukiwaniu porządku.

piątek, 22 października 2010

Taksówkarz

Naszym drogim pyszałkom z pierwszych stron gazet wydaje się oczywiście, że znów chodziło o nich. W końcu stanowią klasę samowystarczalną, debatującą wciąż i wyłącznie o sobie.

Tymczasem wniosek z „wydarzeń łódzkich” płynie tylko jeden: broń palna stała się wreszcie na tyle dostępna, by akty codziennego szaleństwa przybierały spektakularne formy.

Scorsese przewidział tę postać już dawno – taksówkarz z fiksacją polityczno-militarystyczną.

Przygotujmy się jednak na więcej: zaparzmy herbatkę, nastawmy odbiorniki, zasiądźmy wygodnie fotelach – już niebawem strzelanina w szkole!

czwartek, 21 października 2010

Nieme kino

Przemawiać znaczy mówić niesłuchając.

Do przemawiania najlepiej nadaje się telewizja, zapewniająca słowom ruch w jednym tylko kierunku.

Od częstego przemawiania każdy, kto pokazuje się w okienku, nabiera przekonania, że ma coś do powiedzenia.

Tylko czy zbotoksowane spikerki, indolentni politycy, plastikowe pogodynki i serialowi aktorzy to naprawdę depozytariusze jakiejkolwiek mądrości?

Aż tęskno za niemym kinem...

środa, 20 października 2010

Inkwizytor pilnie poszukiwany

Z układem jak z diabłem – jego największym sukcesem było wmówienie tzw. opinii publicznej, że nie istnieje.

wtorek, 19 października 2010

Półprzezroczystość

Pan prezydent Półprzezroczysty został wymyślony po to, by unaocznić narodowi zbędność piastowanego przezeń urzędu.

Już za rok, po kolejnych zwycięskich wyborach premier Skalin zapyta: „Rodacy po co nam ta wąsata skamielina, po co nam ten Bronkozaur? Czyż nie wystarczy, że u steru ja?”

Oczywiście że wystarczy. Natomiast w pałacu pod żyrandolem można umieścić woskową figurę poprzedniego lokatora. Prawdopodobnie i tak bardziej dynamiczną niż obecna tzw. głowa państwa.

poniedziałek, 18 października 2010

Stołówka

Kiedy było ich niewielu, grzecznie przysiadali przy stolikach, trwożnie rozglądając się po sali, która wydawała się tak przepastna.

Przybywało ich stopniowo. Niektórzy zajmowali barowe stołki, inni rozsiadali się w fotelach, ale większość zawsze kłębiła się przy podłodze, wyjadając ze szpar każdy okruch.

Wszyscy żarłoczni, pchani naprzód niepohamowaną łapczywością, gotowi pobić kelnera, zgwałcić kucharkę i pożreć stoły całe wraz z obrusami. Oraz sąsiada.

Dziś tłuściochy, jeden obok drugiego, stoją upakowani jak sardynki, wciąż jednak dopominając się gromkim głosem: więcej, więcej! Nic dziwnego, że podłoga trzeszczy, a ściany starej stołówki pękają w szwach.

Być może już czas podziękować niektórym klientom i zacząć ich grupowo wypraszać?

niedziela, 17 października 2010

Bezlitosna Maszyna

Alberto „Bezlitosna Maszyna” Contador na dopingu? Wolne żarty!

Chrzczona woda, preparowane mięso – świat kolarza pełen jest niebezpieczeństw. Poza tym każdemu może się zdarzyć niewinna przetoka, każdy może przypadkowo zrobić sobie niewłaściwy zastrzyk. Dziesięć razy po dwa razy dziennie.

Co się zaś tyczy sławetnych kawałków plastiku we krwi – cóż, w swej żarłoczności Alberto mógł przecież połknąć wraz z bułeczką czy też innym bananem kawałek reklamówki. Zresztą pani Elektroda ma w ciele całe kilogramy plastiku i nikt rozsądny nie oskarża jej o doping.

Nie, „Bezlitosnej Maszynie” nie należy się pogarda, a jedynie bezgraniczny podziw. Na deszczu i wietrze, w palącym upale, kilkaset dni w roku, przez kilkadziesiąt tysięcy kilometrów i olbrzymie przewyższenia, z karkołomną prędkością, przy rozsadzającym serce tętnie Alberto gnębi pedały w pościgu za czymś tak nietwarzowym jak obcisła żółta koszulka!

Ilu z nas gotowych jest na takie poświęcenie? Ilu z nas dla zwycięstwa połknie reklamówkę pełną eksperymentalnych medykamentów?

sobota, 16 października 2010

Zerowładza

Dziennikarze, nieboraki, chodzą mocno podenerwowani. Oto ktoś śmie kwestionować ich czwartą władzę. Czwartą, czyli opartą na braku ograniczeń i samych przywilejach.

Egzekutywa śpiewa, jak zagra jej legislacja, sądownictwo stoi na straży praw mu narzuconych i tylko nasi milusińscy z telewizora dzielą i rządzą wedle uznania.

Trójpodział władzy to Hydra, której głowy wzajemnie trzymają się w szachu. Czasami potwór próbuje dosięgnąć również swego czwartego, najbardziej rozwydrzonego łba. Wtedy nagle podnosi się rwetes: zagrożona jest bowiem wolność i takie tam...

Wolność i takie tam, czy też może interesy i wpływy pewnej bezkarnej na co dzień grupy możnowładców?

piątek, 15 października 2010

Wykopalisko

Zła wiadomość: chilijscy górnicy już na powierzchni.

Dla nas oznacza to tyle, że kiedyś również pan Prezes – wraz z całym swym państwem podziemnym – w blasku pochodni wypełznie z otchłani.

czwartek, 14 października 2010

Czarny punkt

Czarne nagłówki, czarne kostiumy spikerek czytających wiadomości. Żałoba.

Faktycznie, trzeba płakać nad głupotą, lekkomyślnością i brawurą. Oto narodowa specjalność: upchnąć ich tam z tyłu, ilu wlezie, a potem wyprzedzać, w gęstej mgle, na trzeciego.

W tym kraju należało by zdelegalizować nie jakieś tam niewinne dopalacze, a samochody!

środa, 13 października 2010

Globalne wnyki

Wiedza to zbędny balast, wiadomo. Wszystko można znaleźć w sieci. Włącznie z instrukcją, jak żyć.

Dopiero kiedy zbraknie prądu, wszyscy zginiemy potykając się o niezawiązane sznurówki...

wtorek, 12 października 2010

Prosiaczki

Gdyby nie zdawały sobie sprawy z własnej śmiertelności, świat byłby lepszym miejscem.

A tak wszystkie znerwicowane prosiaczki, żeby zdążyć przed wyznaczonym im czasem, przepychają się w stronę korytka, torując sobie drogę łokciami.

poniedziałek, 11 października 2010

Samozatrudnienie

Dopiero praca dla rządu to prawdziwe samozatrudnienie. W końcu pensję pobiera się z zapłaconych wcześniej przez siebie podatków.

niedziela, 10 października 2010

Prezydent

Źle się czuł na świeczniku, pod żyrandolem. Zwyciężyło jednak poczucie obowiązku. Dla niego Polska faktycznie była najważniejsza. Choć służyć jej potrafił raczej nieudolnie.

sobota, 9 października 2010

Jesień

Życie składa się z wielu chwil smutnych, jednej smutniejszej oraz jednej najsmutniejszej:

Najpierw dociera do ciebie abstrakcja własnej śmiertelności, a dopiero z czasem, wiele lat później, najtragiczniejszy z konkretów: że nigdy już nie będziesz młody.

piątek, 8 października 2010

czwartek, 7 października 2010

Starzec, który krzyczał wilk

Wzmacniana i nagłaśniana przez media paranoja pewnego prezesa ma niestety swoje drugie dno. Jeszcze mroczniejsze niż to pierwsze.

Odzierając słowa z ich pierwotnych znaczeń oraz nadużywając środka stylistycznego, jakim jest hiperbola, prezes skutecznie znieczulił wierny naród swych przeciwników.

Nawet jeśli rządy w Polsce obejmie kalabryjska mafia, czy też sto dywizji pancernych ruszy znad Wołgi i Donu w stronę naszej wschodniej granicy, trzy czwarte Polaków i tak w to nie uwierzy.

Przecież zarówno „układ” jak i „rosyjski neoimperializm” to jedynie bajka o żelaznym wilku w ustach podstarzałego chłopca, który od dwudziestu lat nieustannie właśnie "wilk!" krzyczy.

środa, 6 października 2010

Fabryka żon i wdów

Odkąd w mieście stanęły błyszczące centra handlowe, ludzie przestali bać się śmierci, a, co za tym idzie, odwrócili od dawniejszych religii.

Dlatego popularne ostatnio w postępowych kręgach pohukiwanie na kościół nie jest wcale dowodem na heroiczność cnót. Wręcz przeciwnie – to powód do wstydu. Jak kopanie leżącego, któremu wciąż wydaje się, że stoi.

Niebawem liczba biskupów przewyższy liczbę szeregowych prezbiterów, zabraknie ministrantów do deprawacji, a tzw. majątek stanie się nieznośnym ciężarem – ani go sprzedać, ani dogrzać.

Kościół już dziś to jedynie fabryka żon i wdów. Wkrótce także te usługi (śluby & pogrzeby) zostaną zagospodarowane przez bardziej wydajne rynkowo instytucje. Nazwy krążą już w użyciu: Złote Tarasy i Arkadia.

wtorek, 5 października 2010

Dopał i odpał

Premier Skalin znów błysnął przed narodem swym kamiennym obliczem. Ma to oczywisty związek ze zdradą jego ulubionego pseudo-Stańczyka, pretekstem jest jednak co innego - tzw. wojna z dopalaczami.

Panie Skalin, albo albo:

Albo proszę zdelegalizować również wszystkie bufety, bary i sklepy monopolowe – wszak wypadków, zatruć i zgonów po alkoholu jest sto razy więcej niż po innych chemicznych wynalazkach...

Albo pozwólcie nam wreszcie brać normalne zdrowe narkotyki – te same, które i pan niegdyś popalał!

poniedziałek, 4 października 2010

Ewolucja październikowa

Niestety, kolejny Oktoberfest, święto radości i mądrości, dobiega dziś końca.

Następna okazja, by w wytwornym bawarskim tłumie schlać się piwskiem po cztery dychy za kufel i sikać po nogawkach (tylko czasami po własnych) dopiero za rok.

Czekać jednak warto - to dla chwil takich właśnie małpa wyewoluowała w człowieka!

niedziela, 3 października 2010

Lot i nielot

W zeszłym tygodniu miał miejsce bezprecedensowy atak na polską państwowość. Oto nasza chluba i chwała – narodowy przewoźnik lotniczy – została zmuszona do przymusowego lądowania. Na razie tylko jednym samolotem, ale straty są znaczne, więc bardzo możliwe, że cała rzecz skończy się prawdziwym upadkiem, czytaj: bankructwem.

Za zajściem stoi obywatel amerykański, ale naoczni świadkowie rzekomą amerykańskość zamachowca obnażyli bez najmniejszego trudu – facet zaciąga z ruska i nosi pejsy.

Wszystko jest więc jak zawsze jasne. Ponadto potwierdzają się tropy dotyczące innego incydentu lotniczego sprzed kilku miesięcy...

sobota, 2 października 2010

Kretyk

W pewnej gazecie, która lubi pisać o sobie per Gazeta, pracuje krytyk, lubiący myśleć o sobie jako o Krytyku.

Pan ów nie pisze przy tym dla wszystkich, a jedynie dla promila promila czytelników – czyli dla swoich dwóch jajogłowych kolegów z redakcji. Stąd jego niekwestionowana wyższość nad każdym i wszystkim.

Niestety, wciąż doszukując się wysublimowanych głębi, oczekując jedynie europejskich wzruszeń, nasz Krytyk dawno zatracił najprostszą umiejętność – nie potrafi już powiedzieć „fajny film wczoraj widziałem”. Dla niego kino po prostu nigdy nie było przyjemnością.

Taka jest cena, którą przychodzi płacić za nadświadomość...

piątek, 1 października 2010

Nie matura lecz chęć szczera...

Początek roku akademickiego. Jak kraj długi i szeroki tylu mądrych akademików, ponad połowa społeczeństwa niemalże, a rządzi dalej głupota...

czwartek, 30 września 2010

Zięć

Fanatycy, radykałowie, szaleńcy – budzą lęk lub tylko śmiech, ale w swym zacietrzewieniu zachowują przynajmniej elementarną godność.

Prawdziwie groźny jest dopiero cynik żerujący na cudzych skrajnych emocjach.

Dotychczas najohydniejszym przedstawicielem gatunku wydawał się ZZ. Dziś na czoło niechlubnej klasyfikacji wysforował się Zięć. Która linia dynastyczna zwycięży w tej pożałowania godnej wojnie?

środa, 29 września 2010

Autokara

Z dwojga złego lepiej już podróżować samolotem.

W razie czego żałobę narodową ogłoszą, o pomnik w reprezentacyjnym punkcie stolicy się upomną, a nawet teorię spiskową zaraz ukują.

Śmierć na szosie przyjmuje zaś banalną postać pani za kierownicą kilkunastoletniego mercedesa.

wtorek, 28 września 2010

Skośnooka dyplomacja

Chiński rybak próbował zaludnić japońską wyspę bezludną, będącą w istocie średniej wielkości kamieniem.

W ramach retorsji Japończycy przebywającego u nich na gościnnych występach rozpłodowego samca pandy wielkiej wykończyli, drenując zeń nadmiarowe ilości nasienia.

Orientalna polityka jest subtelna i symboliczna jak cała tamtejsza kultura.

poniedziałek, 27 września 2010

Żużel

Z czarną sadzą w zębach kręcić się w kółko, ryzykując wszystko, by zyskać niewiele.

Zaiste trudno o sport będący lepszą metaforą życia.

niedziela, 26 września 2010

Mauro 2012

Kibice nie mogą się doczekać, kiedy Polska stanie się wreszcie państwem wyznaniowym. Mowa tu o oczywiście prawdziwym szariacie, a nie jakichś tam katolickich banialukach.

Surowa reguła sprawi, że nasi piłkarze będą musieli zarzucić swoje ulubione hobby, zapuszczą brody zamiast brzuchów i z imieniem Proroka na ustach zaczną wygrywać.

Obecny Drink Team przejdzie zaś tam, gdzie jego miejsce – do wiekuistego baru historii.

sobota, 25 września 2010

Jak odwrócić piramidę?

Dzietność spada, społeczeństwo się starzeje, panika narasta – kto zarobi na naszą emeryturę?!

A gdyby tak uznać, że to wcale nie dzieci jest za mało, tylko dorosłych za dużo?

piątek, 24 września 2010

Zmierzch złotej ery

Płacz donośny zewsząd: szlochają posłanki z dalszych ław, lekko przywiędłe celebrytki, a nawet kilku homoseksualistów ze wstydliwą predylekcją do wsiowego blichtru. Tak, to niestety prawda – agent Tomek przechodzi na zasłużoną emeryturę.

Już nikt przez tego pana cnoty pozbawiony nie będzie! Nie ma co liczyć na kolejne romantyczne sto tysięcy w reklamówce, równie korzystną cenę za nieruchomość, czy po prostu erotyczną awanturę życia - numerek z rodzimym Dżemsem Bondem.

Spieszmy się cenić agentów, tak szybko odchodzą...

czwartek, 23 września 2010

Nasze Guantanamo

Tortury, podobnie jak wyrywanie zębów, to nic przyjemnego. Dlatego zadania te zlecamy dzielnym fachowcom, którzy gotowi są podjąć się nich za nas.

Higiena i estetyka życia wymagają pewnych poświęceń.

środa, 22 września 2010

Prawo i pięść

Pierwsze bez drugiego nie istnieje. Wszystkie paragrafy, przepisy, ustawy to jedynie papier, martwa litera i fanaberia intelektualna, dopóki nie stanie za nimi facet z pałką. Tzn. państwo.

Prawo warte jest tyle, co przemoc, która je stanowi i podtrzymuje. Prawo to domena siły. Narzędzie, za pomocą którego zwycięzcy trzymają w ryzach pokonanych. I nie chodzi tu wcale o mityczną większość wyłonioną w niemniej mitycznych demokratycznych wyborach. Prawdziwa władza dawno wymknęła się spod kontroli, uniezależniła, stała bezosobowa. A imię jej – aparat państwowy.

Państwo to jedynie uwznioślona organizacja mafijna, bezwładna i nieskuteczna. Problem w tym, że również wszechogarniająca. Nowych rekrutów nikt nie pyta, czy chcą do organizacji przystąpić i poddać się jej kodeksom. Rodzimy się jej żołnierzami i jej żołnierzami umieramy.

wtorek, 21 września 2010

Hańba

Świątobliwy Karzeł podstępnie uszkodzony!

W intencji pomszczenia tej haniebnej zdrady na Krakowskim Przedmieściu Madrytu winna stanąć odlana w szczerym złocie stutonowa replika spuchniętej kostki Mistrza.

Może wtedy cholerne Ruski (które tym razem posłużyły się czeskim, wyjątkowo serwilistycznie usposobionym siepaczem) wreszcie spalą się ze wstydu!

sobota, 18 września 2010

Wierność w kolorze (ciepłe kluchy kontra zimny drań)

Firmy działające na naszym rynku, zgodnie z awanturniczą polską naturą, w ogóle nie lękają się ryzyka i eksperymentują na potęgę.

Weźmy przykładowo sprzedawcę telewizji satelitarnej, wdrażającego aktualnie nowatorskie rozwiązanie dumnie zwane programem nielojalnościowym.

Idea jest prosta – lojalnego klienta traktować jak szmatę, dopieszczać niewiernego. Pierwszemu oferować jedynie podwyżki, drugiemu promocje. Wystarczy, że zagrozi wypowiedzeniem umowy, a już w nagrodę czeka go telefon od pani o aksamitnym głosie i czterdziestoprocentowa zniżka.

Banalne. Stąd zresztą nazwa całej platformy – banal+.

Kapitaliści nową strategię podpatrzyli u kobiet. Uładzonego męża żona nie szanuje, laluś letnie co najwyżej budzi emocje. Ale jak znajdzie się taki co nakłamie, honoru pozbawi i jeszcze oko podbije, damulki jęczą i gotowe o takiego się pozabijać...

Wniosek – klienci, panowie – grzeczność nie popłaca!

piątek, 17 września 2010

Pierwszy rozbiór Rosji

Z okazji siedemnastego września powinniśmy wyłapać Rosjanom wszystkich Czeczenów.

Wyłapać, uzbroić i odesłać na Kaukaz. Byle drogą lądową. Istnieje bowiem graniczące z pewnością podejrzenie, że nasze lotnictwo to w istocie radziecka piąta kolumna.

czwartek, 16 września 2010

Wesele

Wesele. Trudno o bardziej mylącą nazwę.

Najpierw jednak ślub, koniecznie katolicki. Ostatnia wizyta państwa młodych w kościele. Aż do czasu pogrzebu, rzecz jasna.

Po ceremonii – życzenia. Okazja, by odebrać kwiaty od szczęśliwców, którzy nie będą zmuszeni uczestniczyć w poczęstunku.

Wreszcie wyselekcjonowani goście docierają na miejsce. Atmosfera żadna, okoliczności przyrody nieodmiennie tandetne, jedzenie odgrzewane. Wódka.

Zadekretowana radość, mniej lub bardziej żenujące pomysły gospodarzy na stworzenie atmosfery niepowtarzalności... Tymczasem owa powtarzalność jest nieuchronna jak sam kac.

Podobno młodym wesele się zwraca (nie tylko w sensie gastrycznym). W prezentach. Gościom zostaje rachunek i niesmak w ustach.

Wesele. Zaprawdę trzeba Wyspiańskiego, żeby z tego przygnębiającego marnotrawstwa wycisnąć cokolwiek pamiętnego.

środa, 15 września 2010

Banity blues

Nie pytajcie o nic, bo mógłbym jeszcze prawdę rzec
Bob Dylan

Nieszczerość, najdoskonalszy z konwenansów. Gdyby nie jej balsamiczne właściwości mielibyśmy na świecie trzy razy tyle nienawiści, przemocy i wojen. O ile to w ogóle możliwe.

Prawda bowiem wyzwala. Wyzwala emocje, które powinny raczej pozostać uśpione. Wszak nieświadomość i niewiedza to prawie szczęście.

wtorek, 14 września 2010

Kamuflaż doskonały

Elvis żyje i ma się świetnie.

Zamiata ulice Memphis, zbiera brudne tace w centrum handlowym gdzieś na Hawajach, jest śmieciarzem w Vegas. Śmieciarzem, albo lepiej nawet – śmieciem. Kloszardem cuchnącym w tramwajowym wagonie na moście Poniatowskiego. Kimś, komu nikt nie patrzy w twarz.

W ten prosty sposób Król dostępuje spokoju wiecznego już za życia.

poniedziałek, 13 września 2010

Okopy Świętej Trójcy

Tak zwani obrońcy krzyża idą na łatwiznę, broniąc wiary tu, gdzie jest bezpieczna. Gdyby starczyło im odwagi, winni ruszyć na pierwszą linię świętej wojny, czyli do Nowego Jorku. Tylko tam wśród wznoszonych meczetów i płonących Koranów katolik może w pełni zrealizować swój potencjał i wreszcie, zgodnie z przykazaniem miłości, plunąć prawdziwemu innowiercy w twarz.

U nas pod pałacem to tylko manewry na sucho, dziś przedmurze chrześcijaństwa mieści się na Manhatanie.

niedziela, 12 września 2010

Trzecia droga

Socjalizm albo śmierć. Najpierw wybrał pierwsze; później zdawało się, że to drugie wybiera jego.

Tymczasem stary Il Comandante znowu wszystkich przechytrzył, unieważniając oba człony alternatywy – zarówno śmierć jak i socjalizm.

Wielbiciele na całym świecie muszą być nieco skonfundowani. Na szczęście stan ów nie jest im obcy. Wszak wiara komunistyczna jest domeną skołowanych umysłów.

sobota, 11 września 2010

Pongolia

Miało być o tym, że za upadkiem Dwóch Wież – tak jak za większością zdarzeń w historii powszechnej – stoją po prostu chłopcy próbujący popisać się przed dziewczętami. W końcu na muzułmańskich męczenników w raju czekają ochocze dziewice...

Tymczasem jedenasty września to także inna, ważniejsza rocznica: urodziny mężczyzny, który nie potrzebuje wysadzać w powietrze, by robić piorunujące wrażenie, herosa sześciu strun, wybitnego dialektyka, pierwszego apologety Miasta Gówna, naszego umiłowanego Pongopongo!

W związku z tak doniosłym wydarzeniem zaleca się odwiedziny u solenizanta – stosowny link obok. Sto lat!

piątek, 10 września 2010

Cud nad Wisłą

W piątą miesięcznicę Wielkiej Katastrofy wyjaśnienia wymaga już tylko jedna paląca kwestia. Miejmy nadzieję, że sejmowa komisja pod przewodnictwem błędnego inkwizytora wreszcie zada ostatnie zasadne pytanie:
Jak to możliwe, że wyleciał z Warszawy jako mały powstaniec, a wrócił jako katyński oficer?

czwartek, 9 września 2010

Jubileusz

Dwusetny post! Szkoda, że pięknej tej chwili nie doczekał żaden czytelnik.

Szczęściem do trwania Miasta Gówna nie jest on wcale niezbędny.

środa, 8 września 2010

Międzynarodowy dzień rasizmu

Stereotypy, uprzedzenia, a nawet rasizm to użyteczne narzędzia porządkowania napierającej zewsząd rzeczywistości. Bez odpowiedniego oprzyrządowania służącego oddzielaniu swoich od obcych dychotomiczny umysł ludzki czekałby nieuchronny kolaps.

Zresztą dopiero człowiek wyzwolony od wszelkich przesądów to prawdziwie niebezpieczny fanatyk!

wtorek, 7 września 2010

poniedziałek, 6 września 2010

Kurica

Powtórzmy: kurica nie ptica, Polsza nie zagranica. W myśl tego porzekadła Kreml nie lubi, gdy Polsza się zagranicą staje.

Dlatego też ofiarą rosyjskiego zamachu padł raczej profesor Geremek, który prowadził Polskę do Europy, niż prezydent skazujący ją na izolację i egzotyczne sojusze z Gruzją.

niedziela, 5 września 2010

Rządy na narządy!

Do głoszenia tak postępowych haseł upoważnia nie tylko polepszający się, za sprawą sześcioletniego Tomka (tego, którego jakiś kretyn nakarmił muchomorem) oraz milusińskiego satanisty Nogala, klimat wokół transplantologii, ale i rosnące znaczenie związków zawodowych oraz wywrotowych zgrupowań innego typu.

Problem w tym, że w bardzo licznych przypadkach – w tym we wszystkich wyżej wymienionych – jedyna nadzieja to przeszczep mózgu. Odpowiednich zaś dawców jak na lekarstwo...

sobota, 4 września 2010

piątek, 3 września 2010

Reguły łamania zasad

Niestety, oszustwo – choć na innym, wyższym poziomie – jest integralnym elementem samej gry.

Czyste zwycięstwo to tylko utopijne marzenie i jako takie w przyrodzie nie występuje. Chyba że na przeciw siebie stają dwa komputery.

czwartek, 2 września 2010

Interes życia

Handel niemowlętami, zwany dziką adopcją, to nic zdrożnego, a trzydzieści tysięcy to całkiem godziwa cena.

Abstrahując od świętej równowagi podaży i popytu, chodzi tu także o dobro dziecka. Ktoś, kto inwestuje ciężkie pieniądze, dba o własność lepiej niż ten, kto wszedł w jej posiadanie za darmo.

Zresztą w czym matka gotowa sprzedać dziecko lepsza jest od tej, która potrzebuje je kupić?

środa, 1 września 2010

Salt ziemi czarnej

Oto pan Daniel – dwulicowy Kmicic, podwójny agent na usługach Radziwiłłów – okazuje się być również najprzebieglejszym oficerem werbunkowym sowieckiego wywiadu. Upierścieniony ów zbrodniarz porywa wyselekcjonowane niemowlęta, indoktrynuje i szkoli je, po czym podrzuca – już jako podrośnięte małe komandosy – nieświadomym niczego poczciwym rodzinom...

Sam pan Daniel stworzony zaś i podrzucony Polakom został pięćdziesiąt lat temu przez niejakiego Andrzeja W., reżyserzynę, znanego wroga Narodu, widywanego ostatnio w pewnym określonym komitecie poparcia...

Wystarczy więc jedno wyjście do kina i wszystko staje się jasne: pan Komorowski to faktycznie radziecki szpion, tzw. śpioch!

wtorek, 31 sierpnia 2010

Lechistan

Tylko jeden człowiek może powiedzieć o sobie: Polska to ja. Na szczęście i niestety jest nim Lechu.

Chwała bohaterom!

poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Bohaterowie są zmęczeni

Łatwo świętuje się Grunwald, łatwo fetuje ostygłych bohaterów. Powstanie Warszawskie także dochrapało się hucznych rocznicowych obchodów dopiero, kiedy emocje zdążyły już mocno opaść. Wszak pomniki nie mieszają się w bieżącą politykę – Jagiełło leży sobie spokojnie w krypcie, nieprzejmując się zbytnio nawet nowym kolegą zza ściany...

Gorzej z bohaterami, którzy nie zdążyli wielkodusznie umrzeć albo choćby się zestarzeć. Łatwiej było im wtedy wspólnie stawać przeciw, niż teraz jednomyślnie opowiadać się za. Do tego dochodzą zawiedzione nadzieje, niespełnione ambicje, frustracja i poczucie, że młodość została tam – trzydzieści lat temu...

Dlatego Sierpień trzeba dziś świętować wbrew jego zwycięzcom. Jeśli więc krwawą klęskę Powstania czcimy minutą ciszy, triumfowi Solidarności winni jutro jesteśmy przynajmniej kwadrans oklasków.

niedziela, 29 sierpnia 2010

Zasada ograniczonego zaufania

Człowiek samodzielny, samorządny, wolny może w każdej wstać, pójść i nie wrócić. Z takich trybików nie zbuduje się korporacyjnej machiny, która musi być przecież oparta na przewidywalności graniczącej z pewnością.

Dlatego pracownika należy najpierw złamać, a najlepiej również zeszmacić, zmuszając do łamania innych.

Oczywiście zamiast tego można by mu po prostu zaufać. Rozwiązanie takie jest jednak nie tylko najdroższe, ale i sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. A przecież oszczędność oraz rozsądek to fundamenty naszej cywilizacji.

sobota, 28 sierpnia 2010

Dolata, Kacper Dolata

Pisarz, który spotyka na mieście swojego bohatera – zwłaszcza jednego z tych głównych, powinien jak najszybciej przejść na drugą stronę ulicy.

piątek, 27 sierpnia 2010

Zaborca pilnie poszukiwany

Premier Tusk z panem Komorowskim mają spory kłopot. Chętnie by już tę Polskę komuś sprzedali za garść rubli transferowych, czy innych reichsmarek, tylko kupca brak. Bo i kto chciałby dzień po dniu kopać się z oszalałym koniem?

Skoro zaś tradycyjni zaborcy zdążyli się na Polakach sparzyć, możemy liczyć jedynie na wojowniczych Czechów.

czwartek, 26 sierpnia 2010

As w potrzasku

Najbardziej inspirująca historia roku. Góry, pustynia, kopalnia złota. I trzydziestu trzech facetów uwięzionych siedemset metrów pod ziemią.

Najpierw dwa tygodnie niepewności, potem euforia – żyją. Na miejscu wyrasta wesołe miasteczko: ekipy ratunkowe, media, rodziny, wczasowicze w kamperach oraz mała gastronomia, żeby całą tę menażerię wykarmić.

Tymczasem na dole klaustrofobia nie do wyobrażenia. Ciemno, zimno, mokro. Trzydziestu trzech facetów. Strach, fekalia i smród. Testosteron i obłęd. Ciasnym odwiertem docierają z góry transporty wody, pożywienia i nadziei. A wraz z nimi wyrok – cztery miesiące. Wytrzymajcie, nie zbzikujcie, nie chorujcie. Nie pozabijajcie się.

Do groty nieśmiało zagląda kamera spuszczona na półkilometrowym kabelku. Żeby rodziny mogły podejrzeć swych synów/mężów/ojców. Ale skoro rodziny, to czemu nie sąsiedzi; skoro odpowiednie służby, czemu nie całe Chile? Czemu nie transmitować wydarzenia na obie Ameryki i Europę? Świat cały? Wyobraźcie sobie tylko dynamikę tej grupy, trzydziestu trzech zdesperowanych górników! Zaiste Big Brother wszech czasów.

Najbardziej inspirująca historia roku. Szkoda tylko, że film powstał już sześćdziesiąt lat temu. Życiowa rola Kirka Douglasa. Za kamerą – uwaga, polski akcent! – urodzony w Suchej Beskidzkiej, niezrównany Billy Wilder. Oto jak rzeczywistość naśladuje sztukę...

środa, 25 sierpnia 2010

Szybkość słowa

Wolność – w szczególności wolność słowa – jest przereklamowana. Skoro zaś cenzura ledwo zipie, dobrze, że za sprawę biorą się przynajmniej sądy. Lepiej wystawiać rachunek z dołu, niż nie żądać go wcale.

Weźmy taką panią Robaczewską, tę Co Da. Wyświęcona przez telewizor oraz prasę kolorową na autorytet, pani owa zapragnęła pogłębić swój przekaz i zająć się już nie tylko różem, ale i religią.

Sama niepokalana myślą, postanowiła powtórzyć na wysokonakładowych łamach to, co do głowy kładzie jej narzeczony, niejaki Nogal. Wyszło jakoś tak bez sensu: ot, mętna pseudofilozofia przepuszczona przez sito, którego nie uszczelni i kubeł silikonu.

Popsatanistyczne popłuczyny nie są oczywiście groźne. Są tylko głupie. Ale właśnie za głupotę powinno się karać w pierwszej kolejności. Zanim się rozpleni.

Dlatego niech pani Co Da płaci teraz przynajmniej tyle, ile biedak, który śmiał niedawno nazwać ją blacharą. Może przy okazji zrozumie, że strzelać szybko, nie znaczy celnie.

wtorek, 24 sierpnia 2010

Doktor Hans

Doktor Hans jest kulawy i ma wiecznie skwaszoną minę, ale kochają go wszyscy Polacy, społeczeństwo hipochondryków. Rozumieją i doceniają nawet jego arogancję. Wiadomo, fachowiec, szczególnie taki – lekarz wszech specjalności, musi być nieznośnym bucem i tyranem. Każdy w końcu nieco by zgorzkniał, zmagając się na co dzień z tym cholernym enefzetem, dyrektorką biurokratką oraz wicepremierem, straszącym kamaszami i hasłem: „Pokaż lekarzu, co masz w garażu!”

Publika telewizyjna nie zaakceptuje tylko jednego – uśmiechniętego doktora Hansa. Tacy lekarze nie istnieją. Tymczasem biedak wcielający się w rolę, odkąd przestał być biedakiem, ma coraz większe problemy z udawaniem mizantropii...

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Protetyka matrymonialna

Niegdyś ząb trzonowy oraz żona były dane raz na zawsze. Dziś rozwój protetyki oferuje dodatkowe możliwości. Ale czego chcieć – życie stało się nieznośnie długie i nudne. Kto wytrzymałby z tym samym uzębieniem osiemdziesiąt lat?

niedziela, 22 sierpnia 2010

Nr 10 - reaktywacja

Świątobliwy Karzeł znów góruje nad Iberią.

Oto ostateczny dowód na to, że niektórzy - choćby nawet nikczemnego wzrostu - faktycznie zostali stworzeni na podobieństwo Najwyższego.

sobota, 21 sierpnia 2010

Plemię odkrywców

Jak to się dzieje, że ludzkość – teoretycznie pracując w pocie czoła nad perpetuum mobile – dzień po dniu przybliża się do rozwikłania zupełnie innej zagadki? Wynalazku perpetuum debile.

piątek, 20 sierpnia 2010

Dom nad rozlewiskiem

Ameryka najwspanialsza!

Nawet jeśli chyłkiem wycofuje się z Iraku – po wątpliwej moralnie wojnie, po skandalu Abu Ghraib, po dziesiątkach tysięcy trupów – i tak potrafi przekuć porażkę w sukces. Znad Zatoki przywozi sobie bowiem filmy takie jak „W dolinie Elah” czy „Hurt Locker”.

Podobnie z klęskami żywiołowymi. Huragan Katrina – niszczy pół wybrzeża i zatapia wielkie historyczne miasto, przy okazji obnażając skrajną indolencję władz – na koniec jednak daje światu niesamowity, ociekający prawdą serial: „Treme”.

W naszym kraju opowiadanie o ostatniej powodzi ociekałoby co najwyżej lukrem i sprowadzało się do sprawdzonego – nomen omen – lania wody. Na szczęście nie musimy się lękać: nasi kochani producenci już uznali temat za nieciekawy (Sandomierz to nie Nowy Orlean), poza tym tytuł też zajęty – „Dom nad rozlewiskiem” to przecież wehikuł dla rozlicznych talentów Joasi Brodzik...

czwartek, 19 sierpnia 2010

Strach

„Strach jest władcą ludzkości. Posiada największe dominia. Człowiek robi się od niego biały jak ściana. Strach rozłupuje każde oko na dwoje. Wyprodukowano więcej strachu niż jakiegokolwiek innego towaru na świecie. Jako siła kształtująca ustępuje miejsca tylko samej naturze.”
Saul Bellow

środa, 18 sierpnia 2010

Promocja

W odróżnieniu od mordobicia, podatki są skomplikowane, przykre, a do tego nudne.

Nic więc dziwnego, że telewizja i jej biedniejsza kuzynka – prasa zajmują się rzeczami, dającymi się sfotografować. Najbardziej fotogeniczny jest zaś wrzeszczący tłumek.

Nie codziennie można mieć nową powódź, tym cenniejsze staje się zbiegowisko, które z mętnych przyczyn za nic w świecie nie chce się rozejść. To pożywka dla komentatorów i analizatorów wręcz idealna. Można do woli przelewać z pustego w próżne, ręce załamywać i bić pianę.

Tymczasem z bicia piany powstaje... kupa. W sensie całkiem dosłownym. Kupa na ścianie.

Na kupie tej – i związanej z nią darmowej promocji – korzysta chyba tylko niniejszy blog. Zaiste trudno o bardziej profetyczny tytuł: miasto gówna!

wtorek, 17 sierpnia 2010

Nałóg

Czarny to dzień, kiedy człowiek – pan stworzenia – staje się niewolnikiem tego, co jeszcze wczoraj było tylko niewinną przyjemnością.

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Ostępy postępu

O ile postęp w dziedzinie nauk ścisłych jest nieustanny i wręcz zatrważający (koło – elektryczność – inżynieria genetyczna), o tyle tzw. nauki humanistyczne drepczą w miejscu, zbyt często przelewając z pustego w próżne.

Człowiek nie jest ani odrobinę lepszy czy mądrzejszy niż u zarania swych dziejów. Nadal to tylko nieco przypudrowany barbarzyńca skłonny do przemocy i gwałtu, bydlę zdolne do niewyobrażalnego w świecie zwierząt okrucieństwa.

Niestety, dzięki rozwojowi technologii, owo bydle dysponuje wciąż wydajniejszymi narzędziami niewolenia i mordowania współbraci.

Produkować ludzi, to jak produkować coraz szybsze samochody, montując w nich te same marne hamulce, co tysiąc generacji temu.

Zaleca się więc ostrożnie stąpać w ostęp postępu...

niedziela, 15 sierpnia 2010

Zima

Niech widok za oknem nas nie zmyli: najpierw znikają truskawki, potem czereśnie, na koniec - śliwki. Dalej nie ma już nic. Zima.

sobota, 14 sierpnia 2010

Miliard sztuk cudownego unikatu

Problem w tym, że, celebrując unikatową złożoność własnego charakteru, od innych oczekujemy jednoznacznej prostoty i przewidywalności.

piątek, 13 sierpnia 2010

Endloesung

Powstanie, wojna, holokaust – po co uczyć, po co pamiętać o tych okropieństwach. Przecież życie potrafi być takie... znośne.

Przestroga to żadna – ludzie i tak znowu zgotują ludziom ten los. Nie warto więc igrać z ich niezdrową wyobraźnią, rozbudzać morderczych żądz, wyposażać w gotowe recepty.

Być może dzięki większej wstrzemięźliwości w rozpamiętywaniu dawnych zbrodni przyszłe ostateczne rozwiązanie kwestii przeludnienia okaże się dużo bardziej humanitarne.

czwartek, 12 sierpnia 2010

Sława

Piosenkarz, aktor. Albo lepiej – śpiewający aktor. Jakaż mroczna siła pcha go przed kamerę, co napędza go na scenie?

Zaczyna niewinnie, od talentu. Już kumple śmieją się ze wszystkich jego dowcipów, a dziewczyny z niższego roku chętnie dadzą sobie przeczytać któryś z pokątnie pisanych przezeń wierszy.

Mało. Chce się podobać, chce być lubiany. Pragnie przeglądać się w pełnych uznania cudzych oczach. Lecz przecież nie potrzebuje być kochany przez tych, którzy już go kochają. Tylko przez następnych, przez kolejne. Przez wszystkich.

Wreszcie dzień ów nadchodzi – jego popularność nie zna już granic, wielbi go cały tele-naród. Brak już serc do podbicia i nagród do zdobycia.

Czy to kres drogi? Czy wolno mu już zacząć topić wciąż niewypełnioną pustkę w kieliszku? Otóż nie, na szczęście nie!

Powszechny aplauz powoli się tłumom nudzi, potem zaczyna budzić niechęć, a nawet nienawiść. Ludzie, a w szczególności Polacy, nie lubią zwycięzców. Nasz aktor śpiewający może odetchnąć z ulgą. Znów ma kogo do siebie przekonywać...

Sława – trud zaiste syzyfowy!

środa, 11 sierpnia 2010

Agent XXS

Wszędzie agenci. W wojsku, kościele, rządzie. W warzywniaku, na poczcie, w banku (dlatego konta nie warto zakładać). Komu donosi sklepowa? Dla kogo pracują fryzjer z krawcem? Przecież czupryna zmierzwiona, sylwetka wciąż daleka od ideału... Tylko matka poza podejrzeniem. Brat już niekoniecznie.

Tymczasem wrogiemu imperium zależy na dwóch rzeczach: na bałaganie, czyli osłabieniu Polski, oraz na tym, żeby nikt z sojuszników nie traktował jej poważnie. Z tej perspektywy najcenniejszy agent to taki, który bezustannie judzi i jątrzy, wywlekając na wierzch najgorsze narodowe przywary.

Jest taki jeden brzydki knypek, który niczym innym od dwudziestu lat się nie zajmuje. Największy zwolennik wojny na górze w roku 1990, chwile potem palący kukłę urzędującego prezydenta; fan nocy długich teczek oraz jej kapłana; ten, który umożliwił komunistom powrót do władzy już w roku 1993, później rozsadzając swą kłótliwością każdą prawicową partię czy koalicję; wreszcie pierwszy w świecie premier, zajmujący się głównie ciągłym torpedowaniem działań własnego rządu; obłąkaniec nawołujący dziś do nowej krucjaty...

Czy małego wielkiego inkwizytora stać będzie w ramach dochodzenia do prawdy na zdemaskowanie samego siebie?

wtorek, 10 sierpnia 2010

Zmrok

Władza - środowisko naturalne człowieka, który jest równie chętny do rządzenia, co do bycia rządzonym. Może do tego drugiego nawet bardziej.

Dziwi się więc pożarom, trzęsieniom, powodziom, obraża za wypadki i katastrofy, szukając wkoło winnych i odpowiedzialnych.

A przecież nie ludzka władza to sprawia, że na koniec dnia zapada zmrok.

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Business english

Angielskiego trzeba się uczyć. Korporacja ma wiele angielskich rzeczy: human resources, public relations, itd.

Być może kiedyś, wskutek przeróżnych mergers & acquisitions, dorobi się nawet czegoś na kształt human relations...

niedziela, 8 sierpnia 2010

Pałac Kultury

Krzyż, tablica, obelisk to mało. Postawmy przed pałacem... pałac. Pałac Kultury. Dla odróżnienia – Kultury Osobistej.

W końcu nasz poległy mały bohater był kulturalny jak rzadko kto. Potrafił po szarmancku wyrwać kobiecie rękę z barku, by tylko złożyć na niej pocałunek; stosował najelegantszą tytulaturę, o czym najlepiej pamięta spieprzający dziad i małpa w czerwonym; sympatycznie naśmiewał się z premiera mówiącego obcymi językami; nawet groźby stosował subtelne, przykładowo: „pani jest na mojej krótkiej liście...”

W czasach zdziczenia obyczajów potrzeba nam takich wzorców.

Poza tym w Pałacu Kultury Osobistej zmieści się i krzyż, i jego tzw. obrońcy. Na ulicy zaś zapanuje wreszcie spokój.

sobota, 7 sierpnia 2010

Pali się?

Albo Ruskim ich aparatura do produkcji sztucznej mgły wymknęła się spod kontroli, albo szykują jakiś grubszy zamach. Miejmy nadzieję, że nasz prezes Jarosław – bezkrytyczny przecież miłośnik Moskwy i braci Moskali – nie da się zwabić w pułapkę!

piątek, 6 sierpnia 2010

Kibol boży

Traktem Królewskim, czyli salonem stolicy, zawładnęła grupa kiboli mizernej drużyny - tej samej, która nie łapie się nawet do Ligi Wicemistrzów.

Ich sukces stanowi niejako instruktaż dla zwolenników innych, poważniejszych klubów: wystarczy zabrać ze sobą krzyż, by znaleźć się poza jakąkolwiek jurysdykcją.

Niebawem ruszają rozgrywki tzw. ekstraklasy, wkrótce derby Warszawy. Szalikowcy Polonii okopią się pod swoimi czarnymi flagami gdzieś w okolicach Miodowej, ultrasi Legii utworzą barykady pewnie w Alejach Ujazdowskich. Wojna pozycyjna może trwać całymi latami. Święta wojna – bo pod krzyżem.

Policja zaś powinna zająć się donoszeniem ciepłych posiłków...

czwartek, 5 sierpnia 2010

Panie mój, czemu?

Dziś niedogodność swych narodzin po raz trzydziesty i trzeci wspomina wielki schizodernista, współtwórca i wyznawca doktryny Wszystko Na Nic, konsul honorowy Miasta Gówna, nasz niepowtarzalny Dandys Erudyta.

Na cześć czcigodnego jubilata zacytujmy w tym miejscu dzieło jego równie wybitnego praprzodka:

„Wiedziony rozpaczą najczarniejszą padł na kolana pośród pustkowia. Okrutny grymas przebiegł mu twarz, podczas gdy łzy, olbrzymie niczym winne grona, zrosiły jego lica. Ostatkiem sił wzniósł umęczone, krwawiące dłonie ku niebu i wzrok błędny wbijając wprost w palące słońce, wyszeptał spękanymi od żaru pustyni wargami: 'Och, dlaczego? O, Panie mój, czemu?' 'W imię zasad, skurwysynu!' - zagrzmiał głos z góry, potężniejszy niż ryk tysiąca trąb.”
Konstancjusz Ignacy Babolub Garlitzky, „Dzieła nieznane”

środa, 4 sierpnia 2010

wtorek, 3 sierpnia 2010

Chleba, igrzysk i fajek!

Góra, las, szlak, a na szlaku turysta i jego kolega, papieros.

Koncerny tytoniowe wykurzone z cywilizacji budują nowe przyczółki w Afryce i Azji, ale nałóg trzeciego świata i u nas ma się lepiej niż dobrze. Być może opowieści o drugiej Japonii/Irlandii były nieco przesadzone. A może idąc tą właśnie drogą, wyznaczymy nowy trend?

Tytoń – darmowy! – pod warunkiem, że palacz dożywotnio zrezygnuje z leczenia związanych z paleniem chorób. Niech pali, wymiera, jednocześnie odciążając służbę zdrowia i system emerytalny. Dodatkowo w dłuższej perspektywie rozwiązanie to pozwoli nie tylko rozbroić bombę demograficzną, ale i zdecydowanie usprawnić strukturę społeczną.

Ustawodawco, cygara w popielnice i do dzieła!

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Piekło

Piekło to wcale nie czterdzieści dziewięć tygodni kieratu w cuchnącym mieście gówna.

Piekło to deptak w kurorcie, spleśniały chleb do taśmowo wydawanych śniadań w ośrodku wczasowym, tłusta sąsiadka na leżaku, rozwydrzone młode pokolenie spuszczone ze smyczy, tłok w kolejce na Giewont, salmonella przybierająca postać loda włoskiego, stragan z porażającą zmysły tandetą, hałaśliwe atrakcje dla milusińskich, samochody-dyskoteki, ujadające psy i ujadające dzieci – własne oraz cudze; dużo dzieci. A wszystko to stłoczone, spocone, ocierające się i gapiące, zatopione w bezbrzeżnym letnim stuporze.

Na końcu tunelu zaś tylko jedno światełko – nad kasą, studzienną, bez dna.

Tak, piekło to dopiero wakacje.

niedziela, 1 sierpnia 2010

Szklanka

To że szklanka jest do połowy pełna, da się za każdym razem bez większego trudu udowodnić.

Weźmy takie Powstanie. Rzeź ćwierci miliona osób, w zdecydowanej większości nieuzbrojonych cywilów – kobiet, dzieci i starców.

Sensowność wywołania podobnej hekatomby nie powinna budzić wątpliwości, a postawa samych powstańców godna jest naśladowania. Oto doprowadzając do anihilacji miasta i jego ludności, bohaterowie zwolnili po prostu miejsce następcom, by ci mogli stolicę nie tylko po swojemu umeblować (Pałac Kultury!), ale i sprowadzić tu rodzinę dalszą i bliższą, nienarażając się przy tym na konflikt z autochtonami o tzw. przestrzeń życiową.

Trzeba wiedzieć kiedy (szybko) i w jakim stylu (dużą grupą) zejść ze sceny dziejów! W dobie przeludnienia to poświęcenie zaiste chwalebne.

sobota, 31 lipca 2010

Na szlaku

Rzeczywistość już dawno przerosła możliwości poznawcze tzw. przeciętnego obywatela: w górach widziano człowieka – męża i ojca, a więc przewodnika rodziny – rozpytującego wszystkich napotkanych turystów o drogę powrotną do parkingu, gdzie zostawił samochód.

Problem w tym, że nie wiedział, który to parking. Ani najprawdopodobniej jakie to góry...

W centrum handlowym – swoim naturalnym habitacie – po prostu przeczekałby do zmroku, czyli zamknięcia sklepów i z łatwością odnalazł auto, bo wszystkie inne zostałyby zabrane.

Na szlaku podobna strategia wydaje się nieco mniej perspektywiczna. Dlatego można mieć nadzieję, że przynajmniej tej nocy lekceważony dobór naturalny odniesie drobne zwycięstwo.

piątek, 30 lipca 2010

Logologia i logologika

Bez wątpienia przedmiotem największej dumy każdej szanującej się stacji telewizyjnej jest godło, zwane logiem. Znak ów, powiewając z godnością od rana do wieczora, ma za zadanie zasłonić część ekranu i tym samym przesłonić – niestety również tylko częściowo – miałkość przekazu.

Logo chwały odciska więc piętno na meczu finałowym Mistrzostw Świata, towarzyszy heroicznym zmaganiom rodzimych i obcych serialowych herosów, niewzruszone spoziera na seanse nienawiści zwane publicystyką, dopełnia kadry dowolnego filmowego arcydzieła, zaś od święta, w żałobnej czarnej odsłonie, bierze udział w pogrzebach prezydentów i papieży.

Jest tylko jedna rzecz, która swą prawdą i pięknem logo przewyższa i do tego stopnia zawstydza, że biedny znaczek chowa się jak niepyszny.

Reklama – jej prawy górny rożek zawsze pozostaje dziewiczy.

środa, 28 lipca 2010

Grafoman i aktoreczka

Historia jakich wiele. Aktoreczka oddaje się staremu wpływowemu mężczyźnie, żeby zaistnieć.

W tym przypadku układ działa zresztą w obie strony – reżyser-grafoman również liczy na promocję. Może, jeśli skandal będzie wystarczająco głośny, ktoś sypnie groszem na kolejnego pretensjonalnego gniota? W końcu dlatego zjechał do kraju, po tym jak zagranica najwyraźniej uodporniła się na jego mocno przywiędły chłopięcy wdzięk.

Happy endu jednak brak – oboje ponoszą porażkę. On żadnych drzwi przed nią nie otwiera, bo dawno zgubił klucz. Ona zaś daje mu wstęp jedynie do magla.

W tym miejscu opowieść – podobnie jak cała merkantylna operacja pt. miłość – powinna znaleźć dyskretne zakończenie. Tymczasem sflaczały demiurg nie chce odpuścić. Postanawia bardzo brzydko o byłej narzeczonej napisać. Przecież każdy ma prawo źle pisać o byłej narzeczonej! Choćby i w wychodku, na ścianie: „W.R. to taka i owaka!”

Niestety, wypisy rzekomego artysty ukazują się drukiem. Nie każdy wydawca powinien się na taki materiał rzucać, nie wszystkie gazety powinny go z pełną powagą recenzować, ale jest już za późno – sprawa staje się głośna, wkracza sąd i cenzura prewencyjna...

Sąd tu niepotrzebny. Smętny pan ukarał się sam: trudno mu będzie o kogoś, kto za parę lat go podetrze czy choćby poda nocnik.

Co do cenzury: sztuka oczywiście cenzurze podlegać nie może. Artystom wolno wszystko. Nie tylko w sztuce zresztą. Jak ktoś nakręci „Chinatown”, może sobie uwodzić trzynastki, albo nawet trzylatki, wedle preferencji.

Jeśli jednak nakręci „Szamankę”, powinien raczej siedzieć cicho i unikać stroszenia artystycznych piórek. Zabierając głos uprawia bowiem nie sztukę, a reklamę. Zaś autopromocja jakiegoś obleśnego dziada nie ma prawa krzywdzić postronnych osób.

Na koniec krótki apel: cenzura winna być nie prewencyjna a merytoryczna. Panowie wydawcy, kupa winna zostać w nocniku! Po co ją stamtąd wyciągać i nazywać literaturą?

wtorek, 27 lipca 2010

Klatka niewidka

Tym razem nie chodzi o tych wszystkich biedaków, którzy siedzą za kratami swoich strzeżonych osiedli. Oni, mimo wszystko, czasem odlatują do Chorwacji czy Egiptu.

Tymczasem prawdziwie uziemieni na przepustkę nie wychodzą nigdy. Ich uwięzienie – w czasach tak zwanej wolności – przyjmuje postać wyjątkowo frustrującą. Dzień po dniu, miesiąc po miesiącu i rok po roku. Cały ich świat to przymusowa robota, spacerniak przed blokiem i niewidzialna klatka zbudowana z braku: wiedzy, której nie udało się posiąść i pieniędzy, których nie sposób zdobyć.

Szansa na zwolnienie warunkowe – chyba tylko totolotek. Ale łatwiej niż trafić szóstkę, jest wpaść pod tramwaj...

poniedziałek, 26 lipca 2010

Lifestyle placement

Krzykliwe parady to już przeżytek. Niebezpieczny przeżytek. By dalej poprawiać poprawność, potrzeba nowego wehikułu.

Skupić się przy tym należy nie na dawno już przekonanych jasnogrodzianach, tylko na ariergardzie postępu, ludzie ciemnym i zabobonnym. Jak zaś wiadomo lud ów czerpie prawdę objawioną z jednego tylko źródła – ulubionego serialu.

Gdyby tak w „M jak miłość” umiejętnie przeprowadzić wątek homoseksualny (dajmy na to: córka proboszcza, wielce sympatyczna i muskularna lesbijka, grana przez Małgosię Kożuchowską lub nawet Joasię Brodzik, ratuje powstańczy cmentarz przed ruskimi szabrownikami), za dziesięć lat wszyscy Polacy będą żyć w jednopłciowych związkach partnerskich.

A za lat pięćdziesiąt, gdy M ustąpi miejsca „R jak rutyna”, a potem „L jak litość”, kiedy ekran zaludniać będą już same ekologiczne feministki, zwolenniczki wrażliwej społecznie gospodarki rynkowej i europejskiej integracji, gorliwe czytelniczki wiadomej gazety oraz dzieł zebranych Adama M., wtedy w serialu pojawi się ostatni, jeszcze niezrehabilitowany czarny charakter – wnuk córki proboszcza oraz próbówki, studiujący pod kołdrą wywrotowe posty w podziemnym Mieście Gówna.

Posty domagające się wprowadzenia parytetu. Parytetu w jednopłciowych związkach partnerskich oczywiście.

sobota, 24 lipca 2010

Brawo i powściągliwość

Wyznawcy Prawdy i Spisku najwyraźniej obrali strategię małych kroków:

Mimo że wszystko od dawna już wiedzą, postanowili dalej sprawdzać i wyświetlać.

Choć winą obarczają Ruskich, pragną ustąpienia jedynie rządu polskiego.

Co najdziwniejsze zaś – z godnością ignorują historyczne precedensy (chociażby zamach na byle arcyksięcia w Sarajewie) i nie wypowiadają wojny światowej Rosji ani Izraelowi.

W kraju ułańskiej fantazji tak daleko posunięta powściągliwość zasługuje na poklask.

piątek, 23 lipca 2010

Posucha

Lipcowa desperacja różne przybiera formy:

Dwieście osób odwiedza Miasto Gówna.

Dwieście osób rzuca się w odmęt mórz, rzek oraz jezior, by utonąć.

Pozostaje mieć nadzieję, że oba te zbiory są rozłączne. Choć sądząc po statystykach niniejszego bloga – nadzieja to płonna.

czwartek, 22 lipca 2010

Człowiek z wazeliny

Rodacy, widzowie miejcie się na baczności! Na ekrany wypełzł – śliski jak rzadko – nowy zbawca tak zwanej lewicy, niejaki Grzegorz z Wazeliny.

Żaden otwór ciała, najwęższa nawet szczelina nie jest bezpieczna. Uroczy pan Grzegorz najpierw się obliże, a potem chętnie da nurka. I jest to niestety jedyna jego właściwość.

Jeśli podobne okaże się być całe pokolenie tak zwanych post-polityków, prędko zatęsknimy za kimkolwiek chropowatym. Z łezką w oku wspomnimy czasy, gdy w modzie były charaktery, a niekiedy nawet poglądy.

środa, 21 lipca 2010

Polszczyzna

Zachęcająco szeleści i trzeszczy złowrogo, w czym jest uderzająco podobna do swych użytkowników.

wtorek, 20 lipca 2010

Rodna wyrodna

Smutny widok: taka ładna dziewczyna, a już cudzy inkubator – dumnie obnosi napompowany brzuch, jakby osiągnęła najwyższy poziom oświecenia. Tymczasem dać się zbrzuchacić to żadna sztuka, a stan, który towarzyszy samemu aktowi zapylenia to raczej zwierzęce zatracenie, niż wzniosła transgresja.

Co gorsza po wydaleniu płodu egzaltacja nosicielki zostaje tylko utrwalona i dodatkowo wzmocniona. Kobieta na długi czas przekształca się w matkę, najmniej racjonalne ze stworzeń.

Zamiast brzuchem przepycha się teraz przez świat wózkiem, żądając uwielbienia dla bestii, którą żywi własnym ciałem i uznania dla swych niepowtarzalnych zasług.

Ważna niezmiernie. Najważniejszy zaś owoc jej żywota. Bachor.

poniedziałek, 19 lipca 2010

Pokój na świecie & żywot wieczny

Czym różni się fanaberia od marzenia? Nawet najdziksze zachcianki czasem się spełniają, najważniejsze marzenia – prawie nigdy.

niedziela, 18 lipca 2010

Był sobie chłopiec

Weźmy chłopca, małego, brzydkiego i bardzo niesympatycznego, z którym chce – a właściwie musi – bawić się tylko brat bliźniak.

Chłopiec powoli dorasta do swego metr sześćdziesiąt i z przerażeniem stwierdza, że od dziewczynek woli innych chłopców. Marzenia o sodomii w jego ultrakatolickim sercu wywołują poczucie wstydu oraz winy nie do udźwignięcia.

Nieustannie kryjąc swą straszliwą tajemnicę przed całym światem, chłopiec szybko staje się zgorzkniałym podejrzliwym mężczyzną. W jego małych świńskich oczkach każdy ma coś na sumieniu, każdy skrywa jakąś ohydną prawdę o sobie.

Wkrótce do kompleksów, wstydu, winy, frustracji i paranoi dołącza kolejna cecha – zawiść. Wobec kolegów na uczelni, którzy mają talent; wobec towarzyszy z opozycji, których władza się naprawdę boi; wobec brata, który zakłada rodzinę.

Mijają lata. Dawny chłopiec jest teraz najbardziej antypatycznym dziadem w kraju, ale jak na złość nie znika z życia publicznego. Jest jak masochistyczna wańka-wstańka, która po każdym upadku – zawsze spowodowanym własną małością – podnosi się, by znów popełnić te same błędy.

Nagle rutynę przerywa cały ciąg dramatów: nasz bohater traci mamę i brata. Zostaje sam, jeśli nie liczyć bratanicy, która szczerze nienawidzi go za zniszczenie życia jej rodzicom. By zapełnić pustkę wokół, chłopiec postanawia zostać prezydentem.

Wybory przegrywa o włos. Wszystkie porażki całego życia ogniskują się w tej jednej chwili – chwili ogłoszenia wyników. Nic dziwnego więc, że już dawniej kruche zdrowie psychiczne strzela teraz jak sucha gałązka. Smutne, zranione oczy chłopca zdają się krzyczeć: żegnaj rozumie, witajcie demony!

Niepojęte pozostaje tylko to, że za owym wyraźnie obłąkanym pasterzem kroczy aż dziewięć milionów owieczek i baranów. Czyżby te drugie aż tak bardzo w naszym społeczeństwie przeważały?

sobota, 17 lipca 2010

Różo-krzyżacy

Dylemat zaiste nierozstrzygalny: Blachy i miecze czy lateksy i róże? Rekonstrukcja przeszłości czy konstrukcja przyszłości? Grunwald czy Europride? W dwóch miejscach być się nie da...

Na szczęście nie trzeba być w żadnym. Przebierańcy świata nie zmienią, najwyżej troszkę go podkolorują. Jeśli zaś twierdzą inaczej, ulegają nieprzyjemnej choć zupełnie niegroźnej manii wielkości.

Ostatecznie przecież z góry wiadomo, czym ów dzień pełen pozorowanych zdarzeń się zakończy – Wielki Mistrz spadnie z wysokiego konia, a Polacy pozostaną umiarkowanie ksenofobicznymi kołtunami.

czwartek, 15 lipca 2010

Memento

Dinozaury wyginęły przez swą łapczywość.

Każdy chciał mieć mieszkanko na nowym osiedlu strzeżonym, zdrową mięsożerną żonę, dwa samochody, plazmę w salonie i człekokształtnego codziennie na śniadanie, obiad, kolację.

Skończyło się, planeta nie dała rady.

Dużożarły, a na koniec same zostały wyplute.

środa, 14 lipca 2010

Czuwaj!

Spektakularne puszczanie wiatrów ustami - wiatrów zmiany oczywiście - zakończyło się w dniu wyborów. Wróciła codzienność.

Na pocieszenie zaplanowano pierwszą imprezę piątej Rzeczpospolitej – chocholi taniec wokół krzyża smoleńskiego połączony z tradycyjnymi palikotaliami. Jedni przygotowali już spychacz, drudzy łańcuchy, a kościół w iście poncjuszowym geście umył ręce.

Niestety, w chwili, gdy wszystko było gotowe, a dziennikarzom pociekła pierwsza ślinka, w sprawę postanowili wmieszać się złośliwi harcerze z misją pokrzyżowania obchodów rozkrzyżowania Pałacu. Skandal, chłopcom w krótkich spodenkach zamarzyły się spokój i zgoda!

Jeśli tak ma wyglądać młode pokolenie, to biada nam, kibolom rodzimej polityki.

wtorek, 13 lipca 2010

Ponad granicami

Szwajcaria, gdzie złoto jest prawem.

Zatrzymanie Polańskiego miało być jedynie nagrodą pocieszenia dla Amerykanów, którzy żądali niemożliwego – poluzowania tajemnicy bankowej. Proszę bardzo, Helweci w trosce o swe ukochane depozyty posłaliby do najciemniejszej fritzlówki własną matkę, a co dopiero jakiegoś wątłego Żydka.

Widząc takie poświęcenie, Amerykanie w końcu dali się udobruchać. Nasz drogi pedofil odzyskuje więc wolność! Teraz musi już tylko odnaleźć taką granicę, za którą nie dogoni go cynizm. Nie będzie łatwo...

poniedziałek, 12 lipca 2010

Andrzejki

Skoro wreszcie nadeszło z dawien wieszczone globalne ocieplenie i zanim jeszcze dotarły do nas pełznące w krok za nim węże, skorpiony i pająki, zasłużyliśmy – my, obaj obywatele, którzy w obliczu klimatycznych zmian nie porzucili swego miasta gówna – na moment niewinnej błahości:

Za nami jedenasty lipca, iście andrzejkowa niedziela – Andy Schleck w przekonującym stylu wygrywa pierwszy alpejski etap Tour de France, Andres Iniesta zdobywa dla Hiszpanii mistrzostwo świata.

Można chyba bezpiecznie założyć, że gdyby wybory odbyły się wczoraj, prezydentem zostałby nasz swojski Andrzej Nie-Można-Zgwałcić-Prostytutki Lepper.

Taka niedziela zdarza się jednak raz na tysiąc lat...

niedziela, 11 lipca 2010

Uważność

Jeśli już polecać narkotyki, to oczywiście jedynie el-es-de. Nie dla rozpływającej się w oczach rzeczywistości jednak, nie dla autentycznej brzęczącej kolorami synestezji, czy szemranej chemicznej mistyki.

Kwas ma tylko jedną niepodważalną zaletę – każe docenić pokorną uważność.

Kto by nawet, wzrok mając rozbiegany, przemierzył świat cały dokoła, mniej doświadczy niż ten, kto z uwagą zatopi spojrzenie w psim gównie na chodniku przed własnym domem.

Wszystko i zawsze bowiem rozgrywa się tu i teraz.

sobota, 10 lipca 2010

Szczęście

Wolność, weekend, wakacje. Oto piosenka z dedykacją dla ludzi pracy, beneficjentów kredytowego dobrobytu:

Szczęśliwy człowiek

Zwykła stołówka,
Czy restauracja,
Firmowa majówka,
Służbowa kolacja...

Dajcie mu wódki, dajcie mu wieprzy,
Człowiek szczęśliwy – niewolnik to lepszy!


Półciężarówka,
Czy limuzyna
I ciasna służbówka,
Lub pół Konstancina...

Dajcie samochód i mieszkań ze trzy,
Człowiek szczęśliwy – niewolnik to lepszy!


Czy suwnicowa,
Czy sekretarka,
Też czasem szefowa,
Być może windziarka...

Dajcie mu babę, dajcie niech pieprzy,
Człowiek szczęśliwy – niewolnik to lepszy!

piątek, 9 lipca 2010

Jeden plus jedno

Małżeństwa jednopłciowe to instytucja właściwa i potrzebna, słusznie popierana przez Rząd Światowy. Już w „Wiecznej wojnie” Haldemana moda na homoseksualizm sprawdziła się znakomicie jako narzędzie kontroli narodzin.

Zwolennicy postępu powinni mieć jednak świadomość, że zawsze znajdą się postępowcy jeszcze bardziej postępowi. Gdy legalne będą związki partnerskie, aborcja i eutanazja, ktoś upomni się o małżeństwa pedofilskie, sterylizację i eugenikę.

Oczywiście model jeden plus jedno dziś może wydawać się zbrodniczą aberracją, ale pamiętajmy, że sodomia również do niedawna uznawana była (a w wielu miejscach nadal jest!) za grzech, chorobę i przestępstwo.

To że partnerstwo pedofilskie nie potrafi przebić się nawet w Holandii (stosowna partia właśnie z braku poparcia się rozwiązała) oznaczać może dwie rzeczy: albo jest jeszcze za wcześnie, albo też i mniejszość musi być wystarczająco duża, żeby została usłyszana.

Być może więc potrzebna jest jakaś akcja afirmatywna, a siły postępu powinny wreszcie ująć się za tymi naprawdę odrzuconymi i samotnymi?

czwartek, 8 lipca 2010

Uprawniony do wnioskowania

Zarówno komentatorzy sportowi jak i polityczni przejawiają niepohamowaną skłonność do formułowania daleko idących wniosków i uogólnień.

Tymczasem z faktu iż jedni wygrali, a drudzy polegli często nic nie wynika.

We współczesnej piłce różnica sprowadza się do przypadku, niuansu, detalu, do pojedynczego gola, do mitycznej „dyspozycji dnia” wreszcie; w polityce zaś do kilku punktów procentowych, które równie dobrze mogą mieć związek z pogodą w dniu głosowania.

Czy suchy wynik może więc oznaczać, że jedni są lepsi od drugich, albo że naród mądrze wybrał? Może, ale tylko pod pewnym warunkiem – wygrywa Hiszpania, pan Ropuch zaś pozostaje prezesem, a nie prezydentem.

środa, 7 lipca 2010

Pod wulkanem

Nie ma na świecie rzeczy bardziej przerażającej niż pusta butelka. Chyba że pusty kieliszek.

Malcolm Lowry

Otóż jest rzecz bardziej przerażająca – samo życie. W końcu alkohol bierze się nie z butelki, a z autentycznej rozpaczy.

Autentyczności owej brakuje natomiast we wszelkiego rodzaju spirytualnej twórczości, która zbyt często popada w narcystyczną histerię i płaczliwe pustosłowie.

Zamiast dotknąć istoty, autor pijak po prostu się nad sobą użala.

wtorek, 6 lipca 2010

Pycha ma się z pyszna

Najważniejszy jest mundial – tu rozstrzygnięcia dotyczą całej planety, a przekaz porusza miliardy.

Motywem przewodnim obecnych mistrzostw jest pycha. Pycha nareszcie obnażona, ograna i obalona. Francuzi przegrali jeszcze w szatni; Włosi sądzili, że wystarczy pograć dziesięć minut; megapyszałek z Portugalii pluł i płakał, ale jego drużyna umiała pokonać tylko biednych Kimów z Północy; Anglicy chyba zbytnio się nie lubią; Argentyńczycy lubią się za bardzo; Brazylia sądzi zaś, że po prostu się jej należy...

Otóż, panowie pyszałkowie – nic się wam nie należy! Liczy się skromność, kultura i organizacja. Dlatego wygrać muszą przypadkowo noszący niemieckie koszulki... Polacy.

poniedziałek, 5 lipca 2010

Zwycięski remis

Wygrał kandydat lepszy. Kroczący co prawda w ariergardzie postępu, ale jednak kroczący.

Wygrał kandydat najlepszy. Niebudzący niezdrowych emocji dobry wujaszek, pod jakiego skrojona jest prezydentura.

Wygrał kandydat doskonały. Niebędący tym drugim kandydatem.

niedziela, 4 lipca 2010

Milczenie jest złotem

Mawia poeta:

Cisza na morzu, cisza w kościele
Kto się odezwie, ten będzie ciele

Na morzu być może, ale w kościele? W końcu taka gratka trafia się raz na pięć lat!

sobota, 3 lipca 2010

Szpion trzyma pion

Wstydzą się Amerykanie, bo i wreszcie mają powód – Ruscy zupełnie ich zlekceważyli. Nie dość że szajka nasłanych na Stany jedenastu szpiegów składała się z samych półamatorów i marnych graczy, to jeszcze zajmowała się głównie zbieraniem plotek, głoszeniem umiarkowanie komunistycznych poglądów oraz obrotem nieruchomościami na drobną skalę.

Wstydzą się Amerykanie i zazdroszczą nam. U nas Olin i Minim byli premierami, a i pan prezydent zwykł spędzać wakacje w towarzystwie rosyjskiego szpiona. To się nazywa prawdziwa agentura! Najwyraźniej swoich najlepszych ludzi KGB wysyłało (wysyła?) do nas, najwyraźniej bowiem to w Polsce rozstrzygają się losy świata i wykuwa jego przyszłość.

Co potwierdza również opisywana na tych łamach sprawa podkupionego przez Chińczyków szyfranta – jesteśmy potęgą. Amerykanie zaś mogą już tylko recytować naszą niegdysiejszą mantrę: „miałeś, chamie, złoty róg...”

piątek, 2 lipca 2010

Fototapeta

Inżynieria socjotechniczna jak z Adama Słodowego – zrób to sam. Nic dziwnego, że na każdym kroku wyłażą szwy.

Kandydat, którego związki ze sportem ograniczają się do posiadania brata prawie znającego nazwisko pewnego bramkarza (niejakiego Borubara), obiecuje, że już nigdy nie przegramy z Hiszpanią sześć do zera.

Tymczasem kandydat drugi, ten który również nigdy nie był młody (dumny wąs już na zdjęciach z najwcześniejszego dzieciństwa), nagle zaczyna podziwiać murale i rwać się do deskorolki.

Wszystko zaś okraszone stadkiem młodzieży. W każdej scenie, czy to na wiecu, czy w trakcie spontanicznego spaceru przez piękny polski plener w tle kandydata widoczny jest tłumek smętnych statystów przed dwudziestką. Zaaranżowana scena trąci fałszem, ale prawdziwe zwątpienie budzić musi dopiero tępy wyraz twarzy dyżurnej młodzieży. Zdaje się, że młodzież owa za Chiny Ludowe nie jest w stanie pojąć, o co mizdrzącym się do niej tetrykom w źle leżących garniturach chodzi.

czwartek, 1 lipca 2010

Debet debat

Chciało by się, żeby kandydat zamiast obiecywać trwonienie cudzych pieniędzy, potrafił postawić tezę kategoryczną i niepopularną. Żeby umiał odpowiedzieć na którekolwiek z pytań jednym słowem. Tak – tak. Nie – nie.

Niestety, telewizja takich postaw nie promuje. Na ekranie królują dyletanci przepytujący dyletantów z dyletanctwa oraz typy narcystyczne z lubością przerzucające się bon motami.

Odpowiedź nikogo nie interesuje, bo już samo pytanie jest zupełnie bez znaczenia.

środa, 30 czerwca 2010

Ślepa uliczka ewolucji

Broda, atrybut filozofów, memento, stempel ludzkiej natury.

Wszak jesteśmy tylko małpami z owłosionym pyskiem.

wtorek, 29 czerwca 2010

Zdjęcie

Pragnienie, by pochwycić i posiąść.

Zamknąć doskonałą chwilę w gablocie, niech trwa niezmieniona.

Oto marzenie, tantalowa męka śmiertelnego.

poniedziałek, 28 czerwca 2010

Wygnanie

Pan prezes Ropuch za nic ma sondy i sądy.

Owszem, jedne i drugie bywają omylne jak arbiter na mundialu, ale prezes odrzuca ich werdykty z przyczyn bardziej zasadniczych. Otóż nie należą one do autonomicznego i samowystarczalnego systemu instytucji, który powołał do życia.

System ów to twierdza własnych przekonań i uprzedzeń prezesa Ropucha. Twierdza, gdzie on sam jest jedynym prawem i prawa wykładnią. Wszystko zaś, co obce, co pochodzi z zewnątrz jest niewłaściwe i nieprawe.

Nie może więc dziwić nieufność z jaką wyznawcy Ropucha odnoszą się do ankieterów, ani tym bardziej pogarda jego ukochanego bulteriera w czarnym BMW dla prawomocnych wyroków sądu. Wszak żyją oni w innym państwie i mogą być posłuszni tylko jego regułom.

Na szczęście prezes obiecał im niedawno powrót do Polski. Wraz z nimi z wygnania ma przybyć również prawdziwe prawo i sprawiedliwość.

niedziela, 27 czerwca 2010

Kto komu?

Kto komu bardziej potrzebny?

Bóg człowiekowi? Przecież Staruszek swoje już zrobił – tchnął życie w pył kosmiczny, by pył ów stał się tym, czym jest dzisiaj – workiem mięsa, gówna i marzeń.

Chyba więc raczej człowiek Bogu. Nie ma wszak gwarancji, że wraz z ostatnim wierzącym nie zniknie sam obiekt wiary. Zresztą kierownik bez pracowników wygląda co najmniej niepoważnie... a i satysfakcja z takiej władzy jakby mniejsza.

sobota, 26 czerwca 2010

Kontr-układ

Kandydat Ropuch nareszcie dorobił się własnej szarej sieci, układu, stolika brydżowego: popiera go wuj Tadeusz, reżimowa telewizja, cała góralszczyzna oraz holenderski (ergo – zdegenerowany przez relatywizm) producent piwa.

Ów ostatni sojusznik służy sprawie zwycięstwa kandydata Ropucha w sposób wyjątkowo perfidny: niemalże siłą odciąga elektorat rywala od urn, akurat w dniu wyborów organizując festiwal muzyki szatana pod okultystyczną nazwą Open'er.

Wiadomo, odurzony dopalaczem i narkotykiem wyborca Polski liberalnej stanie jak zwykle tam gdzie stało ZOMO – pod sceną. I głosu nie odda.

Pojawia się jednak niewygodne pytanie: co, jeśli te sto tysięcy głosów okaże się przysłowiowym języczkiem u wagi? Jakie koncesje na rzecz zboczonych Holendrów poczyni wtedy prezydent Ropuch? I czy nie będzie przypadkiem zmuszony wstąpić w jednopłciowy związek małżeński?

piątek, 25 czerwca 2010

Szklana pułapka

Pępek świata czy tylko prowincja? Odpowiedzi jak zawsze szuka Telewizja Vażna Niezmiernie w swym flagowym programie informacyjnym pt. Fikcje.

Materiał pierwszy: dwóch bardzo spiętych panów w wieku tuż przedemerytalnym gorączkuje się nad Polską.

Materiał drugi: nieco mniej spięty pan w podobnym wieku popija czystą i zagryza chlebem. Facet z twarzy przypomina pewnego lekko przebrzmiałego gwiazdora zza granicy. Tego o ironicznym uśmieszku...

Zresztą z dalszej części relacji wynika, że to faktycznie On! Wpadł do kraju ziemniaka, ot tak, napić się wódki. Bulwersujący w tej wiadomości jest dopiero kontekst – jemu za to picie płacą.

Rada dla panów z pierwszego materiału: miliony rodaków też by tak chciały. Uwaga do autorów materiału drugiego: w ich szklanym okienku pływa więcej przezroczystej trucizny niż w dowolnie dużym kieliszku. Należy dozować ją bardzo oszczędnie.

czwartek, 24 czerwca 2010

Atlantyda

W życiu najbardziej dojmująca jest jego niekonieczność.

Śmierć zaś – nawet najgłośniejsza – to tylko plusk ziarnka piasku wrzuconego w odmęt oceanu.

Gdyby dziś miasto gówna zapadło się pod ziemię, jutro na jego miejscu wyrośnie dziesięć kolejnych.

Takie to właśnie wszystko płoche, nawet jeśli momentami przyjemne.

środa, 23 czerwca 2010

Komarowski precz!

Prezydentka, zwana również Wielką Bufetową, postanowiła zafundować mieszkańcom Warszawy – za ich pieniądze zresztą – dezynsekcję wartą kilkaset tysięcy złotych. Eksterminacja komarów ma być dla warszawian nagrodą za gremialne poparcie udzielone w pierwszej turze wyborów koledze partyjnemu Wielkiej Bufetowej – Wielkiemu Taksówkarzowi.

Jak widać, kobiety rządzą o wiele mądrzej niż mężczyźni – używają marchewki miast kija. Postuluje się więc ów przejaw kampanii pozytywnej wynagrodzić pełnym parytetem!

I nic to, że defetystycznie usposobione kręgi entomologów lansują tezę o kompletnej nieskuteczności podjętej przez prezydentkę komarobójczej kampanii...

wtorek, 22 czerwca 2010

Powrót herosa

Mały Batkobal wciąż zaprasza na swoją stronę. Link obok, hasło: powrót.

0-4 do przerwy

Bój to zaiste nierówny:

Jeden jest spadkobiercą, drugi spadkowiczem z politycznej ekstraklasy.
Jeden z dumą nosi swe blizny, drugi bliźniaka nigdy nawet nie miał.
Jeden jest kultowy, drugi co najwyżej kulturalny.
Jeden cieszy się bezkrytyczną miłością, drugi ledwie krytycznym poparciem.

Mimowolnym zwolennikom ciężko pokonać wyznawców. Czyżby więc wynik starcia był z góry przesądzony?

poniedziałek, 21 czerwca 2010

Faktor W

Statystyka jest jak martenowski piec – wymaga wsadu. Niestety, bywa że zamiast szlachetnej rudy do pieca trafia podły złom. Czasem ludzie ankieterom po prostu kłamią.

Kłamią w sprawie ilości spożywanego alkoholu, zaniżając ją przynajmniej o połowę. Kłamią również w sprawie poparcia dla niektórych kandydatów.

Dlatego wyniki sondażowe pana Ropucha - podobnie jak wcześniej jego brata - okazują się niedoszacowane.

Skąd ta nieuczciwość? Ano ze wstydu. Ludzie dobrze wiedzą, że czynią źle, więc starają się to przynajmniej tuszować. Oszukując spowiednika.

Niestety, natura zawsze okazuje się silniejsza od wyrzutów sumienia – na koniec dnia nasi krętacze strzelają kilka głębszych i idą oddać głos na niewłaściwą osobę.

niedziela, 20 czerwca 2010

Belgijska droga

Belgia, kraj mały, a i tak zdołał się podzielić.

Rozdział – choć jeszcze nie formalny – obejmuje wszystkie dziedziny życia: żłobki, kościoły, uczelnie, szpitale i cmentarze. Prasę, telewizję, teatr i radio.

Walon z Flamandem, jako Belg z Belgiem, ramię w ramię idą już tylko na mecz reprezentacji futbolowej. Ale i na meczu nie zaznają ukojenia – reprezentacja przegrywa wszystko, jak nieprzymierzając kadra Polski.

Powinniśmy zrobić wszystko, żeby po dzisiejszych wyborach ta analogia się nie pogłębiła. Na razie mówimy wspólnym językiem, ale jak długo jeszcze?

sobota, 19 czerwca 2010

Zmierzch

Cisza. Pustka. Nie ma nawet sensu inwestować w gazetę. Po co? Żeby dowiedzieć się o gangu wietnamskich hodowców konopi, czy o pogromach w Kirgistanie?

Cisza. Naród śpi snem niespokojnym. Słońca oba zaszły aż na dwie doby.

piątek, 18 czerwca 2010

Sto lat, sto lat!

Pan Ropuch, kandydat, ma dziś urodziny. W ramach prezentu stańmy więc w jego obronie. Szczególnie że padł ofiarą napaści perfidnej i dość obrzydliwej. Otóż panu Ropuchowi regularnie zarzuca się brak kijanek. Progenitury, potomstwa. Dzieci. Tymczasem – co wykażemy w sześciu prostych krokach – jest to jego oczywisty atut!

Po pierwsze: wytykanie komuś bezdzietności jest mało eleganckie.

Po drugie: zgodnie z doktryną liberalną każdy żyje, jak uważa.

Po trzecie: kto nie ma dzieci, w mniejszym stopniu ulega sentymentom i jest mniej podatny na naciski.

Po czwarte: mnich wolny od więzów tego świata może lepiej służyć sprawie, ojczyźnie.

Po piąte: świadoma rezygnacja z przedłużenia własnej linii genetycznej to w dobie przeludnienia gest prawdziwego altruizmu.

Po szóste wreszcie: Wojtyła nie musiał mieć pięciorga dzieci, żeby zostać papieżem.

A teraz, rodaku, idź, czyń swą powinność!

czwartek, 17 czerwca 2010

To nie jest kraj dla miłych ludzi

Nie uśmiechamy się w tramwaju, nie zagadujemy do kasjerek, w windzie odwracamy wzrok w stronę naszej jedynej przyjaciółki – ściany.

Liczy się bowiem nie życzliwość, a jedynie patriotyzm.

środa, 16 czerwca 2010

Żydzi

„Protokoły mędrców Syjonu” nie wspominają nigdzie o wypiekaniu macy również z działaczy humanitarnych. Żydowska przewrotność i podstęp!

Chociaż może, gdyby działacze – z inspektorem Wallanderem na czele – byli naprawdę humanitarni, pozwoliliby rozładować dary w którymś z izraelskich portów, a nie dążyli do konfrontacji za wszelką cenę.

Izrael tymczasem istnieje tylko dzięki wzmożonej czujności i nieufności; musi reagować ostro, odstraszać weekendowych obrońców „wolności”, terrorystów i służby specjalne wrogich sąsiadów. Musi bronić swych granic, odpowiadać siłą na siłę, a nawet mścić się na zamachowcach, tropiąc ich po całym świecie, jeśli zajdzie potrzeba. Zresztą gdyby Smoleńsk okazał się zamachem, my też posłalibyśmy w bój nasze komando...

Różnica polega na tym, że my mamy teorie spiskowe i hipotezy, a Izrael swoją wojenną codzienność. Jeśli nie da odporu, zostanie – jak to się obrazowo określa – zepchnięty do morza. Takie rozwiązanie postulowała ostatnio nawet mumia waszyngtońskiego żurnalizmu, amerykańska Olejnik. Zepchnięci Żydzi mieliby zaś udać się z powrotem do ojczyzny – Polski.

Zapraszamy! Jeden prominentny Izraelczyk niedawno już zresztą powrócił. Szkoda, że zgodnie z tradycją szmalcownictwa musimy go zaraz wydać Niemcom...