sobota, 20 listopada 2010

Apel

Emisariusze rządu na wygnaniu pukają do waszyngtońskich drzwi. Odwiedzili już pewnego oszalałego kongresmena oraz zieloną salkę parafialną.

Ich wizyta, pilnie śledzona i nagłaśniana przez telewizor, nabiera coraz większego znaczenia. Tymczasem miejsce duetu egzotycznego to nie program informacyjny, lecz kanał drugi-biesiadny. Gdzieś między jednym a drugim kabareciarzem przezabawnie kaleczącym polszczyznę i poczucie dobrego smaku.

Gusta oraz poglądy można i trzeba kształtować, nieulegając przy tym pokusie łatwizny ani szantażowi rzekomego pluralizmu. Schlebianie najniższym instynktom to gwarancja jedynie dalszego i ostatecznego spsienia obyczajów.

Zdjąć ich z wizji!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz