czwartek, 17 marca 2011

AS

Pewien rodzaj namaszczenia wpisany jest w samą istotę aktorstwa. Przecież po to człowiek kończy szkołę teatralną, by o parnas co i raz się ocierać.

Niestety, skłonność do przesady scenicznej – a przecież sceną jest w tym wypadku świat cały – rośnie wraz z wiekiem. Stąd aktorzy, którym mimo wódki udało się dożyć sędziwych lat, chętnie przywdziewają szaty mistrzów i wieszczów. Nie daj zaś Boże, żeby który umarł – już pozostali wodzą wprawnym okiem za kamerą, przed którą warto by popaść w elegijne tony. Nie dla własnej chwały przecież...

Szczęśliwie jednak sam niebezpieczny szczyt egzaltacji pozostaje nieosiągalny: Andrzej Seweryn z przyczyn technicznych nie wygłosi mowy żałobnej nad własnym grobem.

Co nie znaczy, że nie ma takiej w zanadrzu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz