niedziela, 11 kwietnia 2010

Lot donikąd

Smutny koniec smutnego życia. Życia w ogromnym cieniu małego oszalałego brata. Przedwczesna śmierć prezydenta to jedno, kres szkodliwej prezydentury – zupełnie co innego. Nawet w żałobie należy zachować umiar, proporcje i przyzwoitość.

Tymczasem królują niesmaczne komentarze o drugim Katyniu, o fatum, o ponownej zagładzie kwiatu polskiej inteligencji. Z całym szacunkiem dla zmarłych – tym razem było ich kilkaset razy mniej, śmierć była przypadkowa, a rzekomy kwiat miejscami mocno przywiędły.

Wystarczy wspomnieć faceta, który bał się wanny z hydromasażem, drugiego, który wymyślił, że ekspres do Krakowa powinien po drodze stawać w szczerym polu i trzeciego, który o stołek walczył za pomocą ubeckich kwitów. Wyobraźmy sobie także, co sam prezydent raczyłby powiedzieć w katyńskim lesie. Z pewnością planował przebić naszego premiera Skalina i na nic niebacząc mocno Ruskim dowalić.

Swoją drogą gdyby nie to ciągłe celebrowanie dawnych porażek i katastrof, do tej mogło by nie dojść. No, ale obchody są najważniejsze, znicze muszą płonąć! Żeby zdążyć na mszę, warto lądować w najgorszych nawet warunkach...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz