poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Telemary

Kto nie ogląda telewizji, sam sobie szkodzi. Zagubiony, nie wiedząc, jak głęboko i co konkretnie odczuwać, ląduje na marginesie wspólnoty. Ślepiec, bez aniołów Olejnik i Pochanke, które mogłyby wskazać drogę skruchy i odkupienia.

Najwyraźniej w Polsce wystarczy głupio acz spektakularnie zginąć, by natychmiast trafić do narodowego panteonu. Jeszcze wczoraj najmniej popularny polityk w kraju, dziś – wicepapież. Wczoraj wyszydzany na każdym kroku kartofel, dziś mąż stanu dekady. Zaraz dowiemy się jeszcze że był wysoki i przystojny.

Telewizor dostroił się do płaczliwych potrzeb ulicy. Doszło do przykrego w odbiorze sprzężenia zwrotnego. Chlipią nawet najtwardsze dziennikarki, wypłakując się przy okazji z resztek zdrowego rozsądku. Podobno polityka ma być odtąd piękna i wzniosła. Marzą zaś o tym te same hieny z okienka, które na codzień pozwalają gościom wnosić do studia rekwizyty w postaci świńskich łbów.

Powtórzmy raz jeszcze: przyzwoitość i proporcja!

Czy życie ludzi znanych jest warte więcej? Wszak wypadki drogowe przynoszą żniwo znacznie bardziej krwawe...
Czy niesprawiedliwość tej tragedii jest rzeczywiście wyjątkowa? Na pokładzie nie było dzieci, lecz nadreprezentacja podstarzałych mężczyzn uprawiających wyjątkowo nielubiany i niebudzący szacunku zawód...
Czy skutki katastrofy faktycznie okażą się niewyobrażalne? Przecież za chwilę wszystko wróci na swoje miejsce, począwszy od telewizyjnych reklam oczywiście...

1 komentarz:

  1. Ja Batkobalu rozmawialem z Garlem niedawno i to samo myslalem na ten temat - produkowanie mitu o męczeństwie wypadkowiczów nie świadczy dobrze o intelektualno-moralnym kręgosłupie Narodu. To wszystko, to raczej okrutny, nie do końca zamierzony chichot mediów. Chichot - śmiech o wysokim tonie - tym razem zabarwiony absurdem i rzeczpospolitym warcholstwem inkrustowanym elementami masowego zidiocenia.
    pzdr JJ

    OdpowiedzUsuń